Autor: Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Autorka jest znana przede wszystkim z cyklu Cukiernia pod Amorem, której lektura jeszcze przede mną, a mnie osobiście kojarzona z powieścią młodzieżową 110 ulic, o której pisałam w początkach istnienia tego bloga. Choć szczegółów tej powieści nie pamiętam, to wiem, że moje wrażenia były pozytywne. Dlatego z pozytywnym nastawieniem wzięłam się za czytanie „Marioli, moje krople…”.
Jak słusznie domyśliłam się, tytuł to często używany zwrot głównego bohatera, którym jest Zbytek, dyrektor teatru, do swojej sekretarki Marioli. Cała akcja dzieje się w jednym miejscu – w teatrze. To rzadki element w powieści, jedno miejsce akcji jest przecież charakterystyczne dla dramatu greckiego. Czytałam gdzieś, że powieść została napisana na podstawie scenariusza, co wiele wyjaśnia w kwestii budowy, teatralizacji bohaterów, którzy są karykaturą społeczeństwa PRL-u. Mariola, moje krople… są satyrą czasów, kiedy jedzenie dostawało się wyłącznie na kartki, po odstaniu uprzednio długich kolejek, kiedy na mieszkania czekało się latami po założeniu książeczki mieszkaniowej, a żeby dostać Malucha należało mieć talon. Dla osób urodzonych przed wolnymi już latami 90-tymi, powieść przywołuje zapewne wiele wspomnień.
W Teatrze Miejskim, nie w jakimś wielkim czy ważnym mieście, lecz na prowincji, niedaleko Wrocławia pracują dyrektor Ludwik Zbytek ze swoją trzecią żoną Pauliną, sekretarka Mariola – kandydatka na czwartą dyrektorową. Ponadto są tu dwie poprzednie żony Zbytka, szanowany reżyser Biegalski, córka bufetowej z narzeczonym, przedstawicieli partii i Solidarności. A gościnnie, aczkolwiek bardzo często, występują towarzysz sekretarz Martel, proboszcz, autor sztuki i zapomniana miłość Zbytka w roli przewodniczącej kontroli. I zapomniałabym o wcale niemniej ważnej postaci, Małgosi, która została sprezentowana teatrowi i nie byłoby większego z nią problemu, gdyby nie była prośna. Tak, Małgosia jest świnią. Chyba można się domyślić, że z taką ekipą spokoju się nie zazna, a przy odrobinie „szczęścia” można wpaść w solidne tarapaty, zwłaszcza kiedy 12 grudnia ma się odbyć premiera dla rosyjskich towarzyszy.
Powieść Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk dała mi wiele rozrywki i śmiechu (a warto zauważyć, że ta epoka to nie moje czasy, jednak jakąś wiedzę z opowiadań na ten temat wyniosłam), więc jestem w stanie wyobrazić sobie, ilekroć bardziej spodoba się ta książka osobom z poprzednich pokoleń. Polecam!
Ocena: 5/6
Może być ciekawe 🙂 Pozdrawiam!dzosefinn.blogspot.com