Ten, kto widział Most szpiegów, podczas seansu Oka cyklonu będzie miał uczucie deja vu. Choć historia dotyczy zupełnie innej części świata, w obu obrazach mamy wojnę, brutalne traktowanie więźniów i pewne gierki polityczne u najwyższych przedstawicieli władzy. Jednak to co najbardziej łączy oba filmy, tkwi w schemacie fabularnym. Adwokat dostaje propozycję obrony największego wroga publicznego. Sprawa z góry jest skazana na porażkę, bo ów więzień ma otrzymać wyrok śmierci, ale dla przyzwoitości należy przeprowadzić proces. Adwokat nie chcąc wyjść na kompletnie przegranego, zajmuje się sprawą poważnie. Nie jest to łatwe, gdy sąd ogranicza prawa podczas śledztwa, ponieważ po pierwsze zależy mu na czasie, po drugie proces jest tylko formalnością, a wyrok z góry ustalony. Zarówno James, jak i Emma muszą dysponować wyjątkowymi umiejętnościami perswazyjnymi, aby doprowadzić do sprawiedliwego procesu. Ich sytuację utrudnia interwencja społeczna, która odbija się na zdrowiu i bezpieczeństwie rodziny.
Wtórność schematu fabularnego nie działa na niekorzyść filmu Traore, ponieważ zostaje ukazana nam historia nieznana (lub mniej znana) i co istotniejsze alarmuje nam o problemie jak najbardziej aktualnym. Dziecięce ofiary przemocy w Afryce wciąż nie mogą liczyć na pomoc psychologiczną, która przeorientowałaby ich myślenie o agresji jako jedynego sposobu na przetrwanie. Są tykającą bombą zegarową, której momentu wybuchu nie sposób przewidzieć.
Oko cyklonu wyróżnia się także tym, że nie grzeszy poprawnością polityczną, co zarzucało się Mostowi szpiegów. Rozprawa sądowa prócz oczekiwanego wyniku od początku filmu, przynosi także niewygodną prawdę o władzy państwa, która nie tylko przyzwalała na przestępstwo zakrojone na szeroką skalę, ale też brała udział w przemycie diamentowym. To była jedna z przyczyn konfliktów zbrojnych na terenach, z którego wywodził się wróg publiczny o budzącym grozę pseudonimie Hitler Mussolini.
Film budzi miejscami grozę, jednak to niepokój jest tym uczuciem, które nie opuszczało mnie od pierwszej do ostatniej sceny. W przeciwieństwie do atrakcyjnej pani adwokat, ani przez moment nie żywiłam zaufania do żołnierza, którego gwałtowne działania i zmiany nastroju były nieprzewidywalne. Emma bez wątpienia jest utalentowaną prawniczką, jednak brakuje jej profesjonalności. Zbyt duża empatia wobec swoich klientów prowadzi do zaniechania z jej strony ostrożności. To jest błąd, którą kobietę będzie kosztował bardzo wiele. Niech ostatnia scena da ostrzeżenie zbyt zaangażowanym w swoją pracę prawnikom.