Ten dzień miał zacząć się od wczesnej przeprowadzki do ostatniego hotelu i porannym spacerkiem na seans ostatniego filmu Andrzeja Wajdy Powidoki. Kiedy jednak wylądowałam w innym hotelu, niż planowałam, bardziej odległym od centrum, plany musiały ulec zmianom. Po dłuższych przenosinach dotarłam do Oranżerii, gdzie obejrzałam wystawę biżuterii słowackich projektantów „#PASSITON. Przekaż dalej”. To kolekcja opowiadająca o wyjątkowych ludziach, którzy znacząco wpłynęły na historię i kulturę Słowacji od 820 roku po współczesność. Każdy projekt obiektu był inspirowany konkretnym wydarzeniem, osobą lub czyjąś działalnością. Przedmioty z pewnością były ciekawe… Szkoda, że widzowie nie bardzo mogą się im przyjrzeć, ponieważ każda gablota, w której znajduje się prezentowana biżuteria, jest obklejona folią półprzezroczystą. W praktyce, kiedy zwiedzający chce się przyjrzeć projektowi, zbliża się do gabloty, widzi niewiele; rozmazaną rzecz. Nie potrafię dostrzec w tym artystycznego zamysłu, który wyjaśniłby słuszność takiego pomysłu na (nie)eksponowanie artefaktów. Wystawa trwa do 4.06.2017, jednak zapewniam, że na zdjęciach zobaczycie więcej niż w galerii. Zdjęcia i więcej informacji o wystawie znajdziecie tutaj.
Amok, reż. Kasia Adamik
Planowałam iść na Plac zabaw, ale kiedy zobaczyłam, że do projekcji zostało mi zaledwie parę minut, postanowiłam pójść na seans, który odbywał się bliżej. Z zamku było bliżej do teatru niż do kina „Piast” i w ten sposób trafiłam na nowy film Kasi Adamik. Amok nawiązuje do prawdziwych wydarzeń sprzed lat, gdy Krystiana Bali skazano na 25 lat więzienia za morderstwo… którego mu nie udowodniono. Jego książka Amok opisuje dokładnie sposób zabójstwa Mariusza Rościsławskiego, sprawy, której przez cztery lata nie zdołali rozwiązać. Tajemniczy telefon, jaki otrzymuje komenda policji, podaje trop literacki, dzięki któremu śledztwo zostaje wznowione. Inspektor Jacek Sokolski (Łukasz Simlat) próbuje dociec prawdy, kim naprawdę jest Krystian Bala (Mateusz Kościukiewicz), czy rzeczywiście stoi za morderstwem, czy ten anonimowy telefon i wzbudzenie zainteresowania swoją osobą i książką w policji jest zaplanowanym przez niego działaniem służącym promocji Amoku.
Film Kasi Adamik to kompilacja intelektualnych wywodów o teoriach Baudrillarda, Nietzschego i innych filozoficznych koncepcji – wypowiadanych przez potencjalnego mordercę – która mogłaby stworzyć intrygującą fabułę z kluczem sugerującym przynajmniej rozwiązanie zagadki kryminalnej, bądź zrozumieć motywację zabójcy. Dynamika opowieści jest jednak konstruowana na zmieniających się postawach Balego: „nie zabiłem”, „to ja zabiłem”, „zależy mi na sławie i chwale”. To postać potwornie irytująca, która zdaje się mieć wszystko pod kontrolą. Nawet kiedy Krystiana Bala został w końcu skazany, nadal może czuć przewagę nad władzą wykonawczą, bo ta wciąż nie może być pewna, że się nie pomyliła.
To kolejny po Czerwonym pająku film pokazujący, że polscy twórcy mają problem z tworzeniem dobrego i emocjonującego kina kryminalnego opartego na faktach. Oba filmu są nużące. Film Marcina Koszałki wypadł lepiej klimatem, wyraźnie podkreślonym przez nawet najmniejsze detale w postaci zastawy stołowej czy kanapek z ogórkiem, czasoprzestrzeni, w jakiej miała miejsce rzeczywista historia. Pod tym względem Amok wydaje się niedookreślony i nijaki.
Ocena: 6/10
Zaćma, reż. Ryszard Bugajski
Ryszard Bugajski jest polskim widzom znany przede wszystkim z Przesłuchania, kto widział albo przynajmniej sporo czytał o tym filmie, nie będzie zaskoczony tematem i sposobem jego ujęcia, jaki prezentuje Zaćma. Tu znów wracamy w epokę polskiego komunizmu. Główną bohaterką filmu jest najbardziej niesławna kobieta lat powojennych Julia Brystygier (Maria Mamona), która po latach chce się spotkać z kardynałem Wyszyńskim (Marek Kalita) w ośrodku dla ociemniałych. Zanim do tego dojdzie, prymas prosi swoich podwładnych o wybadanie celu jej przyjazdu. Wśród osób przepytujących znajduje się ksiądz Cieciorka (Janusz Gajos), który stracił wzrok wskutek tortur zaserwowanych przez strażników jego celi. Dzięki rozmowie księdza z Julią poznajemy dzieje kobiety, która na swoim koncie ma wiele ofiar, które zmarły lub doznały trwałych poważnych uszkodzeń ciała wskutek tortur, stanowiących element jej przesłuchań. Można odnieść wrażenie, że po kilku latach od zaprzestania swoje działalności w UB, Julia jest bliska nawrócenia na właściwą drogę… ku wierze. Przyczyną zmiany w jej postawie można dopatrywać się w jej jednym skazańcu, który przedstawiał się jako Jezus i dysponował nadludzkimi możliwościami. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że w filmie mamy do czynienia z przejmującą historią o duchowej przemianie złego człowieka. Julia, doktor filozofii, nie potrafi tak łatwo poddać się religijnym przeżyciom, sennym objawieniom i przypisać metafizyczne zdolności skazańca działalności Boga. Ona w niego nie wierzy i nie umie uwierzyć. Kulminacyjny moment filmu, w którym oprawczyni spotyka się z prześladowanym kardynałem to próba wyleczenia tytułowej zaćmy – tym razem w rozumieniu duchowym i metaforycznym -uniemożliwiającej spotkanie Boga. To spotkanie przybierające w pewnym momencie charakter odprawienia egzorcyzmów, wbrew oczekiwaniom filmowych bohaterów i widzów, nie daje nadziei, że każdy może się zmienić i stać się nagle bogobojny. Mocną siłą tego filmu jest to, że zestawienie biografii dwóch wyrazistych postaci ubiegłego wieku, nie staje się pretekstem do postawienia pewnej tezy, że każda czerń może przejść w biel. Tu nie ma ani czerni, ani bieli. W tym filmie nie ma jednoznacznych postaci, co jest pewnym znakiem tamtych czasów. Każdy kryje w sobie mroczną historię. Nawet siostry zakonne nie świecą wzorem religijności, ponieważ okazuje się, że wśród nich są takie, co modlą się do kogoś, w kogo nie wierzą, a pozornie rozgarnięty miejscowy cieć może stać się bardziej niebezpieczny niż była dyrektorka UB. Można powiedzieć, że scenariusz opiera się na ambiwalencji kryjącej się w kreacjach postaci i w odpowiedziach na złożone problemy natury egzystencjalno-teologicznej. Brak jednoznacznych dowodów czy mocnych sugestii na (nie)istnienie Boga (gdyż transcendentalne przeżycia Julii miały miejsce w jej snach) nie pozwala Zaćmy przypisać do kategorii filmu religijnego, zresztą nie wydaje mi się, by Bugajski do tego aspirował. Dzięki temu dostajemy emocjonujący i dobrze skonstruowany dramat psychologiczny, który udziela prostych odpowiedzi na pytanie, kim jest/może być człowiek, mający na koncie tyle zbrodni. Czy samo uświadomienie braku zmysłu wzroku, wystarczy, by ślepiec nagle zaczął widzieć?
Ocena: 8/10
Ciąg dalszy relacji wydarzeń z V dnia Kina na Granicy nastąpi w kolejnym poście, połączonym ze sprawozdaniem ostatniego dnia festiwalu.