Symulakrum (Wellness – Nathan Hill)

O Wellness, drugiej książce Nathana Hilla, który stał się rozpoznawalnym amerykańskim pisarzem na całym świecie dzięki debiutowi zatytułowanemu Niksy, trudno napisać coś, co nie byłoby powtórzeniem wyświechtanych frazesów o literaturze podejmującej trud opisywania tej złożonej rzeczywistości, w jakiej żyjemy. O ilu już książkach napisano, że trafnie komentuje, parodiuje, krytykuje współczesny świat kreowany głównie przez media, a my biedne istoty nie jesteśmy w stanie określić sztywnej granicy między tym, co rzeczywiste a tym, co wirtualne, między prawdą a manipulacją, i wreszcie tym, co wydaje się najbardziej przerażające, sferą prywatną i publiczną. W imię obietnicy poprawy naszego jestestwa jesteśmy skłonni oddać całą naszą prywatność algorytmom, które ponoć wiedzą lepiej niż my, co nas uszczęśliwi. A przynajmniej w to wierzymy.

No właśnie, wiara. To jeden z wiodących tematów tej książki, choć jeśli mamy skojarzenia z religijnością, to mowa tu o religii zwanej konsumpcją. Jej dogmatem jest wiara w super działanie reklamowanego produktu czy usługi, nawet jeśli z naukowego punktu widzenia one nie mają prawa wywoływać takiego efektu. Tytułowe Wellness to ośrodek badawczy, w którym pracuje Elisabeth, sprawdzający, czy przedmioty o cudownym działaniu faktycznie działają, jeśli zmieni się otaczającą je narrację. Zgodnie z hipotezą naukowców wspaniałe właściwości produktów są efektem placebo. Elisabeth w swoich badaniach idzie dalej, pracuje nad narracjami, mogącymi obniżyć niezadowolenie klientów pewnej linii lotniczej, a w końcu podejmuje współpracę z lekarzami, wysyłającymi do niej swoich pacjentów, których stan zdrowa czy relację z partnerem można poprawić odpowiednio sugestywną narracją towarzyszącą podawanym tabletkom. Jedynie czego bohaterka żałuje, to tego, że nie może dokonać autosugestii, by uratować swój związek.

No właśnie, związek. Napisane większą czcionką na okładce pytanie o trwałość miłości od pierwszego wejrzenia sugeruje, że Wellness to romans, że bohaterowie będą się rozstawać i do siebie wracać, by w końcu przekonać się, że są sobie przeznaczeni. Stąd po pierwszym rozdziale opisującym, jak Elisabeth i Jack po długich wzajemnych obserwacjami wreszcie się spotkali i odkryli swoje przeznaczenie, zaskoczyć może czytelnika ten długi przeskok w czasie, gdy para żyje już w związku małżeńskim i ma synka. I rozważa kupno nowego, idealnego domu – i odmienne wyobrażenia partnerów o tym, jak ma to miejsce wygląda, obnaża pierwszą rysę w tym pozornie doskonałym związku. Z czasem dowiadujemy się, że cień na ich małżeństwie kładzie nie tylko upływ czasu i proza życia, która zmienia nasze charaktery i oczekiwania, nie tylko rodzicielstwo, stanowiące najpoważniejszą próbę w związku, gdyż to troska o dziecko wiedzie prym, ale sam początek tej relacji. To początkowe dopasowanie, szybkie nawiązanie bliskiej więzi, poczucie braterstwa dusz… Było efektem świadomej gry, którą Elisabeth prowadziła na różnych chłopakach, by przekonać się, że istnieje zestaw pytań, sprawiający, że na pierwszej randce mężczyźni się zakochują. W przypadku Jacka dziewczyna zgodziła się brnąć w to dalej, twierdząc, że można na tym nieuczciwym zagraniu stworzyć udany związek. Można, póki zgodzimy żyć się w iluzji. Albo zaakceptujemy fakt, że nie ma czegoś takiego, jak idealne dopasowanie.

W tej ponad siedmiuset stronicowej książce Nathan Hill podejmuje masę różnych ciekawych i mniej istotnych zagadnień, ilustruje mniej lub bardziej karykaturalnie zjawiska nadające bieg naszemu życiu… Wszystko po to, by ukazać świat jako jeden wielki symulakr – czego świadomość mają nieliczni, przy czym posiadanie tej świadomości wcale nie jest tym, co uszczęśliwia, może wręcz stać na przeszkodzie do szczęścia. Właściwie podążając myślami Elisabeth i obserwując jej znajomych pogrążonych np. w religii pozytywnego myślenia, można wyciągnąć wniosek, że życie w iluzji jest czymś pożądanym, niezbędnym środkiem do przetrwania i źródłem samoakceptacji i zadowolenia z życia. Taki przekaz chyba nie jest oczywisty, prawda? Po takiej książce, gdzie pewne nasze praktyki są wyśmiewane – bo Wellness to mimo dramatycznej wymowy komedia (i dlatego to się tak dobrze czyta) – spodziewalibyśmy się krytyki mediów i uzależnienia naszego jestestwa od poleceń aplikacji i sugestii reklam. A tutaj Nathan Hill jest świadomy, że krytyka tego stanu rzeczy nic nie zmieni, że jesteśmy na takim etapie zakorzenienia w świecie wykreowanym, że nie ma od tego odwrotu, że życie w dziewiczej rzeczywistości jest dziś niemożliwe i konieczna jest afirmacja tego faktu, ponieważ jego negacja staje się, tak po freudowsku, źródłem cierpień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *