Co to był za weekend! Tyle się działo, tyle się nałaziłam, że w końcu musiałam zregenerować siły 12-godzinnym snem. Niestety, na początek uprzedzę, dobrego aparatu jeszcze się nie doczekałam, więc zdjęcia są słabej jakości. Ale to co najważniejsze raczej widać.
A więc… Na początku kieruję podziękowania do Oisaja za załatwienie wejściówki dla blogerów. Wykorzystałam ją w połowie. 🙂
Na Targi udałam się w sobotę. Lekko spóźniona (jak to ja, dla której poranne wstawanie z łóżka jest niemałym wyzwaniem) dotarłam na spotkanie z Rutą Sepetys. Świetna kobieta, która tak fascynująco opowiada swoją rodzinną historię i przygodę przed napisaniem książki, że nawet nie kontrolowałam, kto wchodzi do sali. Tak wciągało, że te przerywniki na tłumaczenie (albo w moim przypadku na oryginalne słowa autorki) powodowały u mnie zniecierpliwienie, bo jak można przerwać (choć na chwilę) w tak kluczowym momencie. Potem przy podpisywaniu opowiedziałam jej pokrótce historię mojej rodziny, która ma kilka punktów wspólnych z tą zawartą powieści, o czym szerzej napiszę w recenzji Szare śniegi Syberii. Autorka poleciła mi spisać swoją historię, może kiedyś…
Tu miałam okazję zobaczyć się z Sardegną, Viv, Oisajem, LenąS, McAgnes i Silaqui. Następnie z Viv spotkałyśmy Misiakolutków, którzy byli tego dnia (a właściwie nocy ;-)) gospodarzami świetnego spotkania biblioNETkowiczów. Potem przy Maggie Moon spotkałyśmy Aneczkę. Później po tłocznym łażeniu trafiłam na jednego z większych gabarytowo blogerów książkowych, którego nicku tu nie przytoczę, bo on trochę nerwowo na to reaguje. I „leciałam” na spotkanie z Ellen Alpsten (specjalnie dlatego kupiłam Carycę, na którą polowałam od dłuższego czasu). Przy tym stoisku ponownie spotkałam Isadorę z Agnieszką i Aneczką, z którymi cierpliwie oczekiwałyśmy na przybycie Iwony Kienzler. Jednak po pół godzinie czekanie postanowiłyśmy iść na kawę, pani Kienzler tym razem musiała poczekać na nas ;-). Tu muszę powiedzieć, że jak z dziewczynami zastanawiałyśmy, jak wygląda pisarka, to nie wiele się pomyliłam od malarskiej reprodukcji zamieszczonej na tylnej okładce przedstawiającej jedną z żon Stanisława Augusta. Pani Kienzler była równie wytwornie ubrana, w sukienkę o kolorze królewskiej zieleni.
Następnie polowałam na autograf Krzysztofa Hołowczyca. Ten mężczyzna zauroczył mnie uśmiechem i głosem. (Nie wspominając o wzroście!)
Na koniec poszłam jeszcze po podpis Łukasza Modelskiego. A później wraz z Sardegną i jej mężem powróciliśmy do centrum Krakowa i udaliśmy się na potargowe spotkanie blogerów w Smakołykach, zorganizowane przez Kaś (miałam chyba coś tu napisać o brylowaniu i kiepskiej organizacji?! już nie pamiętam, a Kaś nie przesłała żadnego tekstu do wklejenia w tej części wpisu, więc będę pisać od siebie). Bardzo miło było mi poznać lepiej Gosiarellę, Ann RK i Magdę K-ska. Miło było zobaczyć wielu innych blogerów, których wymienienie na pewno nie byłoby kompletne, więc nawet nie podejmuję się tej próby. Zdjęcia z tego spotkania możecie zobaczyć u wspomnianej wyżej Gosiarelli.
W niedzielę (ku memu zaskoczeniu wynikającego z faktu, o której w nocy poszłam spać) zjawiłam się na targach tuż po 10. Ustawiłam się w kolejce do Ewy Kasprzyk. (W wyniku przenoszenia zdjęć z telefonu, chyba kilka z nich utraciłam i pozostało mi jedynie zdjęcie ukazujące fryzurę aktorki). Po zdobyciu przeleciałam całe targi, aby trafić do właściwej sali seminaryjnej na zlot blogerów, który był prowadzony przez Sławomira Krempę z wortalu Granice.pl. Nie było nas wielu, w tym może 2-3 nowe twarze.
Z racji tego, że niedziela była pod znakiem aktorów, o 12 poszłam się cisnąć (to słowo najtrafniej oddaje tę sytuację) po autograf Janusza Gajosa. Z racji tego, że na sąsiednim stoisku był Jerzy Stuhr, to w tej alejce nie było czym oddychać, nie mówiąc już o przejściu. Pana Stuhra już raz wcześniej spotkałam na jakimś wykładzie. Ale autografu nadal nie mam.
O 12.30 czekałam na Stanisława Mikulskiego, licząc się z tym, że na zdjęciu poprzestanę, bo kolejka była naprawdę długa, a pierwszeństwo miały osoby z książkami. I w tym momencie na wprost ujrzałam inną wysoką postać z dość znaną twarzą. Nie mogłam uwierzyć, że widzę tę osobę, która mi się z tą twarzą kojarzy. Nagle pobiegłam w tamtą stronę, aby przekonać się, że to był mąż Ewy Bukowskiej – Marek Bukowski! Mój ulubiony aktor grający rolę doktora Piotra Gawryło w serialu Na dobre i na złe oraz komisarza w Uwikłaniu. Niestety już się śpieszył, bo był umówiony, więc zdążył podpisać paru dziewczynkom (kurczę, chyba za stara byłam, dlatego mnie zbył…), a ja nie załapałam się ani na autograf, ani tym bardziej zdjęcie. Ale to spotkanie było dla mnie takim szokiem, że serce mocno biło mi do końca dnia. Nawet przez chwilę rozważałam, czy by gdzieś tam w jego pobliżu nie zemdleć, w końcu serialowy lekarz wiedziałby, że nie można zignorować takich przypadków ;-).
Po zrobieniu zdjęcia Mikulskiemu poszłam ustawić się w kolejce do Teresy Lipowskiej. Jaka to uśmiechnięta kobieta! Dokładnie jak pani Mostowiak w serialu! (Niestety jej zdjęcie też mi zaginęło). Wróciłam się potem do Mikulskiego, aby sprawdzić jak wygląda sytuacja. Okazało się, że kolejka zmalała i dość szybko mogłam usiąść obok Hansa Klossa 😉
Potem miałam wolną godzinę i po chwili wypoczęcia w towarzystwie firmin, skierowałam się w stronę dwóch stoisk. Na jednym miała być Małgorzata Foremniak, ale z powodu choroby nie dojechała. A na drugim byli Szymon Hołownia i Marcin Prokop. Tłum był ogromny. Dzięki temu, że z panią z wyd. Znak umówiłam się na odbiór egzemplarza recenzenckiego Wszystko w porządku, dostałam się w miejsce w miarę wolne od ścisku. Spodziewałam się długich minut, by nie rzec godzin na otrzymanie autografów, ale z racji słusznej polityki, że pierwszeństwo mają ludzie z książkami, dość szybko udało mi się otrzymać podpisy na obu książkach Hołowni. Wyróżniają się na tle innych, tyle podpowiem.
Dlaczego podpowiem? I dlaczego mówię o podpisach, a zdjęć w stosownych miejscach nie umieszczam. Otóż wzorem ubiegłego roku postanowiłam zorganizować konkurs na odczytanie autografów. Ta relacja wyszła mi bardzo długa, dlatego konkurs umieszczę w kolejnym wpisie.
Dziękuję wszystkim obecnym za te dwa obfite w spotkania i różne inne doznania dni.
Taki długi wpis strzeliłam i mi go wywaliło:(
Czyli jednak był Hołowczyc? Bo kiedy stawiłam się przy odpowiednim stoisku w wyznaczonym czasie, jego już nie było i zastanawiałam się, czy w ogóle dotarł. Ech, dobrze, że tobie się udało z nim spotkać!
Ciekawa jestem twojej recenzji „Szarych śniegów Syberii”…
Hołowczyc był od 15.45 (a może pojawił się ciut wcześniej) i w sumie za długo nie siedział… Chociaż nie pamiętam, czy najpierw byłam u niego czy u Modelskiego o 16. Wiem, że niedługo po mnie odchodził ze stoiska.
Było fantastycznie i mam nadzieję, że jeszcze tam do Was zajrzę. 🙂
Zapraszamy, także na Śląsk! 😉
Za spisywanie historii zabierz się od razu!
Musiałabym wpierw podowiadywać się tego i owego. Ale masz rację, powinnam za to się wziąć, póki żyją przedstawiciele starszego pokolenia, ludzie, którzy mogliby co nieco mi poopowiedzieć.
dziwi mnie wasz zachwyt, to była nie udana impreza za sprawą wystawców i kierunku w którym zmierza nasz rynek czytelniczy. Kto chce więcej niech przeczyta tekst u mnie, Nie ma sensu się powtarzać
Przykro mi, że Tobie się nie podobało. Ja się świetnie bawiłam pomimo nie sprzyjających warunków. 🙂
Nie wiem czemu myślałam, że Ruta Sepetys jest Polką 😛 I nawet nie wiedziałam, że będzie Marek Bukowski. Ale to chyba z uwagi na żonę, która podpisywała swoją książkę.
Marka Bukowskiego nie było w rozpisce, więc pojawił się tylko z uwagi na żonę. 😉