Reżyseria: Michel Gondry
Stephane jest hiszpańskim artystą, który przyjeżdża do rodzinnego domu we Francji i przyjmuje pracę jako projektant kalendarzy. W wolnych chwilach przenosi się, w swój senny świat, którym manipuluje. W pewnym czasie zaczyna mu się mieszać rzeczywistość ze snami, zwłaszcza kiedy się zakochuje w swojej sąsiadce Stephanie.
Powiem wprost, zaczynam coraz mniej lubić francuskie produkcje. Tak jak one niszczą romantyzm, to nie potrafią żadne inne. Mając już przykład Dwa dni w Paryżu albo Mężczyzna moich marzeń. Nie wiem czy to kwestia gatunku, że w ich wykonaniu wszelkie komedie z odrobiną romantyczności wychodzą słabo. I w tym filmie miały miejsce tak żenujące teksty i dialogi, że się nie dało. Nie wiem, czy tekst typu „Śmierdzi mi sperma pod pachami” jest zabawny? Żałosne, mieszanka homo z hetero… zbyt seksistowskie teksty i zachowania. Do tego obleśni współpracownicy Stephana… fuj. Jednak, żeby już tak całkowicie ten film nie zjechać, to powiem, że ma też drugą stronę medalu. Mianowicie, bardzo podobała mi się plastyczność filmu. Wyobraźnia niemała, on artysta i dwie za ścianą potrafią stworzyć niebywały świat z tak wszelakich materiałów. W ogóle jego studio i kamery wykonane z kartonów i kratek po jajkach. Mieszkanie sąsiadki, choć duży bałagan (za którym nieprzepadam) to jest w pewnym sensie raj dla kreatywnych osób. Takie cudeńka stworzone z niczego. Po prostu majstersztyk. Choć zmienić swoją kąpiel, tj. wodę z pianą na folię i taśmę klejącą bym nie chciała. Nie mniej jednak film jest bardzo twórczy i producentom nie brakowało fantazji.
Szkoda, że do tego wspaniałego świata, musieli dodać tak beznadziejne teksty i forma realistyczna momentalnie staje się żenująca. Gdyby inaczej ją zrealizować, film byłby świetny. W końcu nigdzie indziej trafniejszego przepisu na sen i większego fanatyka sennego świata nie spotkałam.
o filmie nawet nie słyszałem i o uszy mi się nie obił ;] , w każdym razie raczej go nie obejrzę , bo tak xD, pozdrawiam i zapraszam do siebie na Lepiej późno niż później czyli miłość w wieku przekwitania obu płci ;]
Chyba mamy zupełnie inny gust, jeśli chodzi o filmy, bo po raz kolejny się z Tobą nie zgadzam :pZ mojego punktu widzenia ten film nie miał być ani trochę śmieszny. Bardziej to dramat, o prawdziwej miłości. Bo przecież w życiu nie jest tak cukierkowo, jak w komediach romantycznych. I dlatego główny bohater zbliża się do swojej miłości w snach, a nie w życiu.A różne 'dziwne’ teksty pojawiające się w tym filmie tłumaczyłbym mieszaniem się jawy i snu. We śnie przecież wszystko jest dziwne :)Pozdrawiam,pawcio
Nie sądze, by w śnie jak to określasz (bo ja uważam, że te dziwne teksty były na jawie, przynajmniej tak to w moich oczach widziałam) musiano używać takich tekstów bez sensu, brzydki i nieprzyzwoitych mówiąc krótko.
Może to i jawa, ja już dość dawno to oglądałem i szczerze Ci powiem, że nie pamiętam wszystkiego dokładnie. Ale będę bronił autora filmu – przecież w życiu też nie każdy pięknie się wypowiada ;P Są przecież ludzie i… ludzie ;)pozdrawiam,p.
No tak, ale w sumie jest dużo filmów, w których takich świństw nie ma, to co by szkodziło, by i w tym postarać się o lepsze wyrażenia, które nie były by przeciwieństwem piękna magii snu i artystycznych dusz.
Kilka razy słyszałam o tym filmie, ale puściłam to mimo uszu. Jakoś nie przepadam, chyba się nie pokuszę w szczególności, że Twoja opinia taka niejednoznaczna :)u mnie na blogu dwie nowe oscarowe notki: „To nie jest kraj dla starych ludzi” z czterema Oscarami i „Królowa” z Oscarem dla Helen Mirren.Pozdrawiam i gorąco zapraszam do siebie ;***