Reżyseria: Randal Kleiser
Jenny (Amanda Bynes) jest wielką fanką znanego piosenkarza Jasona (Chris Carmack). Wraz z Ryanem (Jonathan Bennett) jedzie do tropików, gdzie mają pracować. Jest jedno z ulubionych miejsc Jasona, więc wkrótce i on tam przybywa. Jenny zachwycona jego obecnością bierze udział w rejsie piratów, w którym gwiazda wpada do wody, a ona za nim na ratunek. Oboje po burzowej nocy na pontoniku lądują na wyspie, która początkowo wydaje się bezludna. Jednak potem Jenny wcale nie zamierza uzmysławiać Jasonowi prawdy, w końcu szykuje się przygoda sam na sam z gwiazdą rocka.
Film przypadkowo wpadł w moje zasoby, nie zapowiadał nic szalenie fantastycznego. Jednakże obejrzenie go było niezłą przygodą pełną śmiechu i odrobiną romantyczności. Ale zacznijmy po kolei. Fabuła jest ciekawa, prawdopodobnie oklepana, jednak dla mnie to było coś nowego, mimo przewidywalności. Fanka z idolem na bezludnej wyspie – ciekawy schemacik, plus przyjaciel, który się zakochuje w niej, a ona liczy na względy piosenkarza. Wiadomo jak to się skończy, super gwiazda okazuje się dupkiem, a przyjaciel kimś więcej niż przyjaciel. Tak swoją drogą nie wiem czemu przypominał mi on Pattinsona, ludzki wygląd Edwarda. Gwiazda rzecz jasna żadnym przystojniakiem nie była, nie wiem co dziewczyny w nim widziały. Nie wiem czy jest jakaś gwiazda, którą bym się tak zachwyciła, że chciałabym ją na koncercie (niekoniecznie na koncercie, w ogóle kiedykolwiek) macać po kroczu (no przepraszam bardzo, ale dla mnie to już szczyt żenady). Amanda Bynes chyba nie po raz pierwszy wcieliła się w naiwną idiotkę o cudownym uroku. Choć farbowana, to jednak blondynka. Wiadomo, żeby nie było łatwo, to musiała być jakaś druga zagorzała fanka, z którą konkurowałaby Jenny. Co najgłupsze mogą zrobić kobiety to bić o faceta. Paranoja. Nie mniej jednak przy tych wszystkich żenujących akcjach nie brakowało powodu do śmiechu, nawet głośnego parsknięcia. A i jeszcze podobała mi się fryzurka menedżera, te czarne odstające iglaki. Jedną z zabawniejszych scen była przeprowadzka personelu gwiazdy do coraz mniejszych pomieszczeń, ci wszyscy z tymi bagażami w jednym pokoiku :). Fajnej muzyczki w tle nie było, bo gwiazda rocka, takiej nie reprezentuje, przynajmniej nie w moim stylu. Za to miłe widoki dla oka: palmy, wyspy, baseny… Zaraz mi przypomniały moją ukochaną Chorwację.
Z inteligentnego punktu widzenia film jest fatalny, ale jeśli to ma być seans relaksujący, poprawiający humor no i wakacyjny- Rozbitkowie się nadaje.
ech. sto lat temu widziałam ten film. lekki filmik, ale strasznie głupiutki. nawet Amanda, którą uwielbiam, strasznie mnie irytowała. Poza tym niewiele z niego pamiętam, więc chyba nie była to żadna rewelacja.buźka ;*