Reżyseria: Mike Nichols
Ben Badrock (Dustin Hoffman) po ukończeniu szkoły wraca do domu. Na jego cześć rodzice wydają przyjęcie. Na przyjęciu obecna jest pani Robinson, która każe Benowi odwieźć siebie do domu. Dojrzała kobieta uwodzi młodzieńca, co w skutku przyczynia się do ich romansu. Elaine, córka Robinsonów jest wybranką rodziców Bena na swoją synową. Początkowo Ben próbuje znięchecić Elaine do siebie, jednak wkrótce odkryje, że tak naprawdę jest w niej zakochany.
Powiem szczerze, że wcześniej film ten był mi zupełnie nieznany. Po jego obejrzeniu nie wiem jak go ugryźć, co właściwie chciano przekazać i co sprawiło, że film otrzymał statuetkę prestiżowej nagrody jaką jest Oscar. Po przeczytaniu streszczenia fabuły stwierdziłam, że jest to film, który mam ochotę akurat teraz obejrzeć. Jednak jestem zdegustowana, a przynajmniej byłam na początku filmu. Nie mogłam znieść głównego bohatera, irytował mnie upiornie od pierwszych scen i w 1/5 filmu myślałam, że wezmę jakiegoś buta i nim trzasnę w ekran. Szkoda było mi i buta i laptopa poświęcać na takiego niedojrzałego gościa. Zresztą sam aktor, młody Dustin Hoffman nie zaimponował mi swoją grą aktorską. Nie mogę powiedzieć, że film jest zły, bo wywołał we mnie tyle negatywnych uczuć, że produkcja osiągnęła jeden z celów. Jeśli nie zachwyca to bulwersuje. I to drugie bardziej pasuje do moich odczuć. Nie mogę porównać społeczeństwa amerykańskiego w latach 60-tych do wartości przekazanych w filmie, bo nie znam tamtejszego świata, nie interesowałam się nigdy historią USA.
Myślę, co potwierdzają też recenzje znawców, że fabuła filmu jest odpowiedzią na amerykańskie społeczeństwo, jest zwiastunem ich zmieniającej się teraźniejszości. Był pierwszym krokiem w pokazaniu, że młodzi mogą decydować sami a ich decyzje wcale nie muszą się podobać ich rodzicom. Uwodzenie pani Robinson było aktem hipokryzji, przyczyną tego związku nie była potrzeba powrotu do młodości czy udowodnienie, że pomimo swojego wieku jest atrakcyjna dla młodzieńców. Pani Robinson przewidziała przyszłość, wiedziała, że ich związek wyjdzie na jaw i że rodzicom Bena zależy na ślubie Bena i Elaine. Chciała go zniszczyć, wykorzystać jego niedojrzałość i łatwowierność do zadania bólu, nieszczęścia, jakim żyje ona z powodu młodzieńczej wpadki, której efektem była Elaine. Nie zależało jej na szczęściu Elaine, nie chciała by się powiodło Benowi, żeby żyli w szczęśliwszym związku niż ona sama.
To co w Absolwencie najbardziej mi się podobało to muzyka Paula Simona i Dave Grusina. Nie wiem dlaczego, przez niektórych film ten jest iczony jako komedia, bo nie widzę tu nic śmiesznego. Dla mnie to jest tylko i wyłącznie dramat, bo to co się tu wydarza jest wpierw powodem do współczucia niźli radości. Brakuje tu nieco do wybitności, powiedziałabym, że określenie – dobra produkcja – jest wystarczająca.
Ocena: 7/10