Reżyseria: Wojciech Smarzowski
Wojnar (Marian Dziędziel) jest jednym z najbogatszych mieszkańców miasteczka i wyprawia córce (Tamara Arciuch) wystawne wesele. W prezencie dla Młodej Pary ofiarowywuje ekstra samochód i podróż poślubną do Chorwacji. Wesele zgodnie z „polską tradycją” zaczyna mieć charakter pokazowy. Wszystko zaczyna się chrzanić, kiedy Kasia zauważa, że kamerzystą jest jej były (Maciej Stuhr), którego nadal kocha; dziadek (Wojciech Skibiński), który jest posiadaczem ziemi umiera, a gangster (Paweł Wilczak) domaga się zapłaty za samochód.
Od samego początku, kiedy widzimy ojca prowadzącego pannę młodą do ołtarza, można się domyślić, że coś tu nie gra, że ta cała wspaniała organizacja jest pozorna. I w niedługim czasie poznajemy prawdę o samochodzie, czujemy niemiły klimat podczas dyskusji syna z ojcem w toalecie oraz dreszcz niepokoju przechodzi, kiedy na horyzoncie pojawia się banda tajemniczych facetów. Przez całą akcję wesela stopniowo odkrywamy zagadkę związaną z przeszłością, próbujemy rozwikłać jak i dlaczego doszło do tego wesela i kto na tym zyskał największe korzyści.
Wesela komedią bym nie nazwała, choć znajdą się pewnie amatorzy takiego humoru. Cała moja przyjemność oglądania tego filmu wynikała z sentymentalizmu czy lubowania w tego typu imprezach. Lubię klimat imprezy weselnej, z żywym zainteresowaniem obserwowałam zabawę gości zarówno na sali jak i w pobocznych izdebkach, z pewną intrygą patrzyłam na zawody i konkurencje, do których uczestnictwa dorośli zgłoszą się tylko będąc pod wpływem alkoholu. Szkoda, że losy młodej pary i pozostałych bohaterów potoczyły się jak potoczyły.
Smarzowskiemu udało się zebrać liczną i znaną ekipę aktorów, co zaiście przyczyniło się do stworzenia wrażenia rodzinnych więzi pomiędzy bohaterami. Oprócz wyżej wymienionych możemy zobaczyć tu m.in.Bartłomieja Topę, Arkadiusza Jakubika, Tomasza Sapryka i Jerzego Rogalskiego. Film nie jest zły, szkoda, że miejscami bardzo nieapetyczny. Trochę skomplikowany i pogmatwany, ale na końcu i widz czuje się jakby miał weselnego kaca…
Ocena: 6/10
„Wesele” warto obejrzeć w tandemie z „Domem Złym”. Trochę wówczas zmienia się perspektywa tego pierwszego. Dostajemy bowiem dopełnienie obrazu polskiej siermięgi, ale już nie w krzywym zwierciadle szczęśliwego wydarzenia. „Dom Zły” pokazuje nam tę drugą stronę – straszną i mroczną. O ile w „Weselu” faktycznie można było chwilami rechotać ze śmiechu (choć to taki trochę śmiech przez łzy), tak w drugim tytule Smarzewskiego już do śmiechu nam nie będzie wcale. Oba filmy znakomicie ilustrują polską biedę i siermięgę (choć pewnie niekoniecznie tylko polską), która wcale tak do końca nie zniknęła, pomimo tego że pozamykaliśmy się w miastach zbudowanych z betonu i stali. Wpis na temat drugiego filmu („Dom Zły”) popełniłem tutaj.http://kozownicki.blox.pl/2011/01/Projekt-100-najlepszych-80-Dom-zly.htmlZapraszam