Autor: Janusz Leon Wiśniewski
Jak w przedostatniej notce Wam prezentowałam, w ramach akcji Włóczykijka dotarła do mnie przesyłka wraz z najnowszą książką Wiśniewskiego zatytuowaną Łóżko. Książka zaczyna się intrygująco, dopóki po kilkunastu stronach nie odkryłam, że to była tylko opowieść, jedna z wielu tej książki. To mnie trochę rozczarowało, bo miałam nadzieję na „pełnometrażową” fabułę. Trudno, brnę dalej. Opowieści mknęły mi jedna za drugą, jedne robiły na mnie duże wrażenie (niestety przygnębiające), inne pozostały mi obojętne, które szybko poszły w niezapomnienie. Zastanawiałam się nad sensem wydawania tomiku opowieści, które były już w innych pozycjach (zbiorowych autorów) publikowane. Dla mnie były nowe, bo jeszcze nie miałam do czynienia z antologicznymi zbiorami opowiadań, ale jak to jest odbierane przez czytelników, fanów Wiśniewskiego, którzy być może każdą książkę, w które choć kilka słów naskrobał pochłonęli. I teraz wyczekują na nową książkę, która nie zawiera praktycznie nic nowego. Moim zdaniem taki zabieg jest pójściem na łatwiznę, gotowe teksty zebrać i zrobić szum, zrobić nadzieję i… zarobić.
Moje dotychczasowe spotkania z twórczością Wiśniewskiego ograniczyły się do S@motności w sieci i jej ekranizacji. I zarówno książka jak i film mnie rozczarowały, spodziewałam się czegoś mocniejszego. Nie da się ukryć, że Wiśniewski potrafi pisać o miłości… dobijająco i przygnębiająco. Potrafi każdą szczęśliwą chwilę, romantyczne przeżycia i marzenie zniszczyć i zamienić w koszmar. Czy pisarz obserwuje zjawisko miłości i poprzez teksty literackie chce przestudiować jego przebieg czy się mści za to, że (przypuszczalnie) nie znalazł prawdziwej miłości i jest nieszczęśliwy? Moim zdaniem autor popada z skrajności w skrajności, tworząc wymarzoną miłość, którą później drastycznie zabija. Właśnie z tego powodu część opowieści zrobiły na mnie tak przygnębiające wrażenie. W sumie jedyne opowiadanie, które podobało mi się, bo z nutą humoru, było o mężczyźnie, który wymieniał swoje kochanki na czterech kołach. Pojawiły się w nim piękne i trafne porównania do ludzkich charakterów.
Łóżko było moim drugim podejściem (po kilku latach) do zafascynowania się twórczością Wiśniewskiego. Jednak dalej bez skutku. Nie mam bardzo negatywnych wrażeń z lektury, bo muszę przyznać, że czytało mi się szybko i lekko i nawet przyjemnie. I może sparafrazuje tekst z okładki: Ważniejsze niż sama książka, jest to, co po niej zostało.
A pozostało mniej niż chciałoby się… Książka musiała pofrunąć do następnej osoby 😉
Ocena: 4/6
Czekam na nią ;)Mi S@motność w sieci bardzo się podobała więc ta pewnie też będzie.