Królewski kucharz, czyli jak gotować w tym bałaganie

Dzisiaj znowu będzie o kulinarnej planszówce, tym razem zdecydowanie skierowanej do młodszych odbiorców, bo też z myślą o nich Inessa Kim i Mariusz Szafrański ją projektowali. Celem było uzupełnienie pewne braku na rynku i stworzenie gry planszowej, która uczyłaby dzieci gotować. Jak obiecują autorzy Królewski kucharz jest pierwszą kulinarną grą z serii „Z Kim gotujemy”. Warto tu też wspomnieć, że autorzy prowadzą także niewielkie bistro „KIM T&V” na warszawskim Muranowie, więc można im wierzyć, że mają duże doświadczenie w gotowaniu, także z dziećmi (własnymi). Zresztą zobaczcie, jak autorzy prezentują grę

Grupę odbiorców precyzuje już sama grafika pudełka oraz baśniowa narracja znajdująca się na pudełku, która jak nic zachęca do tego, by dzieci wprowadzić do gry słowami „dawno, dawno temu…”. I gdy dojdziemy do punktu, w którym zostaje ogłoszony turniej na królewskiego kucharza, możemy przybliżyć reguły gry. A te są banalnie proste, nawet uwzględniając kilka zaawansowanych wariantów naraz. Niestety ich prostota sprawia, że gra jest interesującą propozycją tylko dla dzieci.

A chodzi o to, że na początku losujemy danie (lub dwa w innym wariancie), które mamy przygotować królowi. Każde z nich wymaga mniej lub więcej składników, ale zwykle jest ich ok. 10. Zebranie wszystkich potrzebnych żetonów jest celem naszej strategii. Potrzebujemy żetony sposobu przyrządzania: smażenie, duszenie, gotowanie, pieczenie (niestety to wymyka się trójkątowi kulinarnemu Levi-Straussa ;-)) oraz przypraw i głównych składników. Gra przebiega w ten sposób, że po wylosowaniu karty królewskiego dania (której nie zdradzamy innym graczom) po kolei bierzemy po jednym żetonie z głównej planszy. Czytamy na głos, co wylosowaliśmy i jeśli żeton jest potrzebny do potrawy, zostawiamy go, jeśli nie, odkładamy na spód stosu lub do pudełka. Inny gracz pragnący przejąć ten żeton musi zapamiętać, gdzie został odłożony, by w swojej kolejce odpowiednio go wylosować. Potem ruch wykonuje kolejna osoba. Gra kończy się w momencie, gdy jeden z graczy skończy gotować. Jedynymi elementami, które mogą w jakiś sposób utrudnić wykonanie zadanie są znajdujące się w przyprawach i sposobach przyrządzania żetony „Czar złego kucharza”: przesoliłeś / przypaliłeś / rozgotowałeś, których wylosowanie oznacza utratę wszystkich zebranych na swojej planszy składników. Dlatego zbieranie żetonów warto zacząć od tych kategorii, bo nie potrzebujemy tak dużo tego rodzaju żetonów, jak głównych składników i wskutek wylosowania takich pułapek będziemy najmniej stratni. Z drugiej strony w głównych składnikach można wylosować żeton „Pomoc Wróżki Inessy”, który neutralizuje skutki złych czarów kucharza. Ponadto w tej kategorii znajdują się także takie bonusy, jak „Surówka”, która pozwala dobrać dwa dodatkowe składniki, i „Magiczny składnik” umożliwiający zastąpić brakujący do skompletowania potrawy.

 

Jak sami widzicie, gra jest banalnie prosta i przez to dla starszych czy doświadczonych graczy dosyć nudna. Zwłaszcza jak niefortunne losowanie niewłaściwych składników przedłuża znacznie rozgrywkę. Nie można jednak odmówić temu tytułowi klimatu oraz solidności wykonania poszczególnych elementów. Cel edukacyjny jest przez grę w miarę dobrze realizowany, dzieci dowiadują, z czego robi się poszczególne zupy, kotlety czy ciasta. Warto dodać, że w książeczce z instrukcją znajdują się przepisy na królewskie dania, co sugeruje, że po zebraniu składników w grze można przejść do rzeczywistej realizacji dania (o ile podobne składniki znajdują się w domu grających). Kolejnym walorem edukacyjnym jest zamieszczenie angielskich nazw na żetonach, w ten sposób gra poszerza słownictwo (i zapewniam, że poszerzy nawet u osób z dobrą znajomością języka, bo raczej mało kto wie, jak po angielsku brzmi bułka tarta czy kasza jęczmienna). Jedynie co można zarzucić edukacyjnemu charakterowi gry, to utrwalanie u dziecka postawy bałaganiarskiej. Bo bądźmy szerzy, ale losowy układ głównych składników na czterech półkach królewskiej spiżarki, powoduje wrażenie kompletnego chaosu. Z jednego kąta półki można wyciągnąć jajka, pomidory, bułkę tartą, ser biały, pieczarki i piersi z kurczaka… Czy trzymanie produktów żywnościowych w takim nieporządku (czasem wręcz szkodliwym dla zdrowia, bo trzymanie surowego mięsa obok jarzyn czy mąki jest niewskazane z przyczyn higienicznych) jest czymś, do czego chcemy przyzwyczajać dziecko? Pokazać im, że główną trudnością przyrządzaniu potraw jest szukanie składników w totalnym bałaganie?! Jak potem można ich przekonywać, żeby zrobili porządek w pokoju, skoro rodzice mają taki chaos w kuchni?

Trzeba przyznać, że autorzy mieli oryginalny pomysł na grę, jednak w przeciągu tych kilku lat od jej powstania na rynku pojawiło się tyle różnych i ciekawszych propozycji food game, że z dzisiejszej perspektywy Królewski kucharz nie wydaje mi się atrakcyjną propozycją na wieczór z planszówkami. Jednakże, jak wielokrotnie podkreśliłam, nie jestem docelowym odbiorcą tej gry i nie miałam możliwości przegrania jej z dziećmi.

UWAGA: Wiem, że ta gra nie zagości u mnie długo, bo nie będę do niej wracać. Gdyby ktoś z Was był zainteresowany jej odkupieniem lub wymianą na inny tytuł (chętnie poznam coś nowego, najlepiej też w kulinarnej tematyce), to dajcie znać. Dogadamy się :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *