Nie ma masy, a waży. Foton. Miara zrozumienia Wszechświata (Photon, reż. Norman Leto)

To był niewątpliwie wymagający film. Norman Leto tworząc Photona, postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Bo w jaki sposób przedstawić skomplikowane i w sumie do końca niewyjaśnione zjawiska z pogranicza chemii, fizyki i biologii często całkowicie niewtajemniczonym odbiorcom? Przecież niewielu będzie wiedzieć, że gluony spajając kwarki, tworzą protony i neutrony. Może ktoś słyszał o bozonie Higgsa, ale nawet fizycy nie wiedzą, czy najlżejsza otrzymana do tej pory cząstka to bozon modelu standardowego. Padających w filmie trudnych nazw i sformułowań jest wiele. Poziom ich skomplikowania jest często tak duży, że niekiedy nawet służąca rozjaśnieniu wizualizacja nie jest w stanie dotrzeć do widza. Aby w pełni skorzystać z edukacyjnego wymiaru produkcji, trzeba wykazać się dużym skupieniem i chęcią poznawczą. Wielu odbiorców nie jest niestety w stanie sprostać zadaniu i wychodzi w trakcie seansu.

Autor w trzech częściach za pomocą narzędzi wizualnych opowiada niezwykle interesującą historię tworzenia się coraz bardziej skomplikowanych form materii, począwszy od zarania wszechświata, poprzez ewolucję, aż do głębokiej przyszłości. To taka ewolucyjna historia wszystkiego połączona z próbą przewidzenia przyszłości. Nie pomija nawet kwestii powstania wiary, czy podstawowych regulacji prawnych. Ogólnie ujmując, nie było to zadanie łatwe, zwłaszcza w odniesieniu do części filmu związanej z powstaniem materii. Bo jak dokonać wizualizacji zjawisk, które nie podlegają prawom optyki, czyli mówiąc po ludzku, po prostu w żaden sposób nie są w stanie wyglądać? Stałej Plancka nie da się ot tak przeskoczyć. Trzeba jednak przyznać, że autorowi udało się niewidzialności nadać formę widzialną i to w bardzo ciekawy sposób.

Dodatkowy atut zapewniają filmowi także wstawki będące elementem wywiadu telewizyjnego. Biolog molekularny, naukowiec, zmaga się z pytaniami dziennikarki. Oboje tworzą dwa całkowicie odmienne światy. Ona nie wie do końca, jakie zadać mu pytania, tak by uczyniły one rozmowę sensowną. On ograniczony drylem laboratoryjnym, niewidzący świata poza nauką teoretyzuje, starając się wyjaśnić niektóre zjawiska oraz przewidzieć przyszłość. Po części te dwa światy odzwierciedlają układ odbiorcy informacji, którym jest często nieświadomy widz, z dążącą do stanu maksymalnego uporządkowania i minimum wydatku energetycznego naturą.

Najbardziej abstrakcyjną częścią filmu jest próba przewidzenia przyszłości. Co prawda autor ostrzega, że jego wizja może znacznie odbiegać od rzeczywistości, lecz nie da się ukryć, iż stawia na teorię, delikatnie rzecz ujmując, kontrowersyjną. Wszechświat dąży do formy coraz bardziej zorganizowanej. Nie ma już możliwości ulepszenia wydajności mózgu, więc mózgi organizowane są w sieć. Pojedynczy człowiek przestaje się liczyć w zderzeniu z coraz bardziej złożonym systemem kontroli. Świat dąży w kierunku bezcielesności, wirtualnej kontroli i obiegu informacji. Co prawda rozwój bardziej skomplikowanych form sieci neuronowych jest nieunikniony, ale czy rzeczywiście możliwy jest rozwój świata bez cielesności?

Ostatecznie jednak film z pewnością można uznać za majstersztyk kinowego wyobrażenia ewolucji świata. Sam tytuł też nie jest przypadkowy. Wszak foton to najpospolitsza cząstka wszechświata. Najpospolitsza i elementarna, bez której wszechświat nie istnieje. Szkoda jednak, że produkcja znajdzie stosunkowo ograniczoną grupę odbiorców zdolnych go docenić i podołać jego treści.

Tekst ukazał się w „Ińskie Point” nr 4/2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *