Komu bije Big Ben. Brytyjczycy w sosie własnym

Nie bardzo wiedziałam, jakiej książki spodziewać się po opisie Komu bije Big Ben. Brytyjczycy w sosie własnym. Obawiałam się, że będzie jej bliżej do publicystyki niż rasowego reportażu na miarę Nowych Londyńczyków Bena Judaha – nominacja do nagrody R. Kapuścińskiego jest jak najbardziej zasłużona. I niestety obawy okazały się słuszne.

Milena Rachid Chebab postanowiła stworzyć portret Brytyjczyków poprzez zbiór rozmów z różnymi przedstawicielami tej nacji. Jej bohaterami byli m.in. kamerdyner, londyński taksówkarz, autorka Sekretnego życia krów, Emily Clarke, której głos usłyszymy w metrze, ortodoksyjny i bardziej życiowy muzułmanin… Tak zróżnicowany dobór rozmówców ma ilustrować zróżnicowane społeczeństwo brytyjskie od osób z arystokratycznymi tytułami i bliskimi królowej po zwykłych mieszkańców Londynu i mniejszych miasteczek oraz przedstawicieli kolejnych pokoleń imigrantów. I rzeczywiście, większość rozmów czy też monologów staje się źródłem ciekawej wiedzy o różnych wymiarach życia w Wielkiej Brytanii, dowiadujemy się, jak wygląda szkolenie taksówkarza, poznajemy minusy życia z tytułem hrabiowskim czy też, jak w pewnej dzielnicy imigrantów, słynącej do niedawna z najwyższego odsetku nastoletnich ciąż, prowadzi się skuteczną edukację seksualną, przy pomocy takich środków antykoncepcyjnych i domowych testów pozwalających wykryć choroby weneryczne, metod, które w Polsce są praktycznie nieznane.

Forma publikacji Komu bije Big Ben. Brytyjczycy w sosie własnym z jednej strony jest przystępna, można ją przeglądać i czytać wybiórczo poszczególne rozmowy, co zadowoli odbiorcę- czytelnika prasy, z drugiej zaś rozczarowująca dla osoby, która oczekiwała reportażu. Choć rozmowy z ludźmi są często podstawowym elementem reportażu, niektóre wręcz ograniczają się tylko do nich – jak to wygląda, chociażby u Aleksijewicz czy w nowej książce Rejmer – mają one wspólny temat, odnoszą się w jakiś sposób do autorskiej tezy. W książce Rachid Chebab właśnie brakuje mi przewodniej myśli, punktu wyjścia. Rozmowy w żaden sposób ze sobą się nie łączą (wyjątkiem tych dwóch z muzułmanami o innym podejściu do kwestii wiary), ponadto pozostawiają czytelnika w niedosycie, tak miałam zwłaszcza po pierwszym rozdziale, gdy z zawodem odkryłam, że nic więcej o zawodzie kamerdynera z tej książki się nie dowiem. Tytułowa brytyjskość, podkreślona w tytule, jest zbyt ogólnym i dosyć mglistym tematem, by mieć wrażenie, że autorka chce scharakteryzować konkretne zjawisko czy społeczeństwo w określonym kontekście – tym bardziej że brakuje tu odautorskiego komentarza, w którym próbowałaby wyjaśnić, jak to rozumie i dlaczego wybrała te, a nie inne osoby. Byłabym tu nawet skłonna stwierdzić, że tytuł książki (a skupiam się na nim, bo to jedyne źródło sugerujące jakiś zamyśle na tę publikację) był dobrany pod wcześniej zrealizowane rozmowy, które zebrane w jednym tomie musiały doczekać się jakiegoś wspólnego mianownika.

A przypomnijmy, jak było w Nowych Londyńczykach, w których rozmowy z imigrantami stanowiły główną część książki, a przestrzeń między nimi wypełniały spostrzeżenia reportera. Głównym założeniem Bena Judaha było sprawdzenie, kim są nowi Londyńczycy, po tym, jak poznał statystyki, mówiące o tym, że rodowici Brytyjczycy stanowią coraz mniejszą część mieszkańców ich stolicy. Sam jako rodowity Londyńczyk nie poznał współczesnego miasta i chciał poznać jego nowych mieszkańców – grupę, którą tworzą nie tylko ci najbiedniejsi zajmujący podziemne pasaże handlowe czy przeludnione hotele robotnicze, ale też bogacze z Bliskiego Wschodu, zajmujące już w całości wybrane dzielnice miasta. Były liczne rozmowy, zróżnicowani rozmówcy, ale dobierani według ściśle określonego klucza, a z tego miał wyłonić się nie tylko obraz współczesnego Londynu, ale też diagnoza społecznego problemu migracji, uchodźstwa, rasizmu, szowinizmu itd.

W świetle tego w książce Rachid Chebab brakuje krytycznej oceny, diagnozy czy komentarza, który określiłby cel powstania tej publikacji oraz umotywował sposób jej realizacji. To, co składa się na tę pozycję, chętnie bym przeczytała jako odrębne, przyciągające uwagę artykuły w serwisie społeczno-kulturowym, niekoniecznie mając je wszystkie w jednej książce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *