Zaginiony symbol

  Autor: Dan Brown

W końcu doczekałam się kolejnej książki Browna, kontynuacji przygód Roberta Landgdona, który nie ukrywam jest jednym z moim ulubionych postaci literackich, zaraz koło Pana Samochodzika. Te upodobanie umocnił fakt, że w filmie w Roberta wcielił się Tom Hanks, który również jest bardzo przeze mnie lubiany. Ale do konkretów. Nie obejdzie się bez porównań do pozostałych 4 książek autora, bo z każdą ma coś wspólnego, choćby po raz kolejny miejscem akcji jest Waszyngton.

Robert Langdon otrzymuje telefon od swojego przyjaciela, który każe mu przyjechać do Waszyngtonu, by wygłosić odczyt na pewnym spotkaniu w Rotundzie. Langdon przybywając na miejsce, w którym ma wygłosić odczyt pakuje się w pułapkę, zaplanowaną przez członka loży masońskiej. Jego przyjaciel Peter Solomon zostaje porwany, aby go uratować Robert ma zaledwie kilka godzin. Pierwszą wskazówką rozwiązania tajemnicy loży masońskiej jest prawa ręka odcięta od Petera z wytuatowanymi symbolami. Nie ma swobody myślenia, gdyż do sprawy pakuje się CIA, które uważa, że ta afera grozi bezpieczeństwu narodowemu. Robert wraz z Katherine, siostrą Petera podążają do największych tajemnic, symboli, starożytnych tekstów, nie zważając na dochowanie ich w tajemnicy przez następne pokolenie.

Przeczytałam dotychczas jedną recenzję tej książki, która krytykowała schematyczność powtórzona z Aniołów i demonów oraz Kodu da Vinci. Nie do końca się z tym zgadzam. Fakt, że znowu Robert rozwiązuje zagadkę z kobietą. Kolejnym podobieństwiem do Aniołów i demonów jest podział na świat religijny i świat naukowy. Choć mowa była tu o chrześcijaństwie, to nie ma tu bezpośrednich ataków na tą religię. Nie ma tu kontowersji. W sumie loża masońska z niczym mi się dotychczas nie kojarzyła i żadnej strasznie zmieniającej wizerunek na religię i świat prawdy czy teorii nie wykryto. Dlatego myślę, że Zaginiony symbol, nie zostanie skrytykowany przez Kościół, bo właściwie nie ma co. Może te wszystkie oskarżenia pod adresem Browna, do tego się przyczyniły, że treść książki, nie jest już taka zgryźliwa. Co z zresztą nie rozumiem, bo w sumie chodziło o dobry thriller, a nie o jakąś książkę naukową.

Powiem, że tutaj jest wyjątkowo dużo brutalności, z którą mocno ma do czynienia nasz główny bohater, Robert Langdon. We wcześniejszych książkach, były jakieś pułapki, ale zazwyczaj bez jakiegoś cierpienia. To tego było dużo, aż czasami wydawały się pewne sytuacje zbyt naciągane, niemożliwe. Brakowało mi w tej powieści tego charakterystycznego klimatu zagadek, symboli i tajemnic, z jakimi zmagał się profesor. Niby coś tam było, ale bardziej przypominały mi to pierwsze dwie książki Browna: Cyfrowa Twierdza i Zwodniczy punkt, które mocno zalatywały amerykanizmem. Czyli klimatem bez ducha starej i tajemniczej historii, tego czym może poszczycić się właśnie Paryż i Rzym.

Czytało się przyjemnie,bo lubię takie thillery, fascynuje mnie historia sztuki i nie tylko sztuki. Przy okazji poznałam pewne tajniki symboli i jak je rozszyfrować. Ale będąc całkowicie szczerą to jest to chyba najsłabsza książka z tych o Robercie Langdonie. Mimo to wyczekuję premiery filmu.

11 thoughts on “Zaginiony symbol

  1. Witam 🙂 Z ciekawością przeczytałam Twoją recenzję, po książkę również sięgnę, bo uważam że przy książce mamy się przede wszystkim dobrze bawić:-)Pozdrawiam

  2. Czytałam „Kod Leonarda da Vinci” i mnie wystarczy w zupełności. Świetnie się czytało. I chyba tyle. Ale to w zupełności wystarczy, by książka stała się bestsellerem, jeśli doda się do tego wielki skandal na tle religijnym. Chociaż moim zdaniem nieuzasadniony.

  3. Z przyjemnością czytam Twoj blog ; ) Mam tę stronę zapisaną w ulubionych, ale mam prośbę … zmień to brązowe tło, lub chociaż zmień kolor liter z czarnego, strasznie źle się czyta!Pozdrawiam. 🙂

  4. Kod czytałam, Anioły również, Twierdza mnie odstraszyła – nie moje klimaty, ale ta wydaje się ciekawa i ja też lubię Landgdona :)Pozdrawiamhttp://www.swiat-t.blogspot.com/

  5. Żałuję, że wziąłem się za czytanie ZAGINIONEGO SYMBOLU. Ta książka to bełkot żądnego kasy grafomana. Nie ukrywam KOD mi się podobał, ale to był chyba już szczyt możliwości Browna. Od teraz będę szerokim łukiem omijał książki tego autora. Jakoś zmęczyłem te bzdury, ale wszystkim, jeszcze nieświadomym czytelnikom, szczerze odradzam to „coś”, bo książką można nazwać to tylko z wyglądu.

  6. Zagladajac tutaj mialam zamiar przeczytac ciekawa recenzje, a tymczasem borykalam sie z przebrnieciem przez ten tekst. Samo czytanie niestety nie wystarcza, nalezy takze nauczyc sie pisac poprawnie logicznie, stylistycznie i gramatycznie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *