Reportaże o Pomorzu albo o (nie)zbędnych doświadczeniach przed lekturą non-fiction

Pewnie chciałoby się tu pokusić o stwierdzenie, że będzie mowa o książkach, dzięki którym nie wychodząc z domu, zwiedzicie (być może) nieznane zakątki Polski. Ale to nie tak. To nie są reportaże podróżnicze, które mają czytelnikom przybliżyć geografię Pomorza (wręcz przydatna okaże się tu jej znajomość), prędzej zapoznają ich z historią tego regionu.

Jestem ciekawa, ilu czytelników reportaży podziela moje podejście, że teksty umiejscowione w konkretnej lokalizacji najlepiej się czyta, gdy ona jest nam znana. Bo z jednej strony czytamy książki, by poznać to, co nam jest obce, i zazwyczaj lektura (lub film) jest jedyną formą poznania jakieś kultury czy odległej nam rzeczywistości, i stąd chętnie sięgamy po literaturę opisującą egzotyczne podróże. Ale z drugiej… czy nie jest tak, że książki pozwalają nam spojrzeć na znane lub dopiero co poznawane miejsce z innej perspektywy? Pozwalają skonfrontować osobiste doświadczenia (zwłaszcza te turystyczne) z codziennością miejscowych.

Dlatego reportaż Kąckiego o Poznaniu przeczytałam niedługo po premierze, gdy to odległe dotąd miasto niespodziewanie stawało się jedną z bliższych mi metropolii, które musiałam oswoić. Natomiast reportaż o Białymstoku tego samego autora wciąż czeka, aż moja stopa tam wreszcie stanie, tym samym wieńcząc poznawanie wojewódzkich miast.

To sugeruje, że reportaże odbieram bardziej jako przewodniki niż literaturę (faktu). Być może.

Być może też dlatego po kilku latach spędzania wakacji i literackich podróży w zachodniopomorskim, powrotach do Szczecina i Trójmiasta uznałam, że jestem gotowa na reportaże o Pomorzu. Co oczywiście nie znaczy, że sięgnąć po nie mogą tylko czytelnicy dobrze oswojeni z tym regionem, choć uważam, że ta znajomość jest przydatna. Przejdźmy więc do reportaży, a konkretnie dwóch zbiorach.

Obie książki łączy to, że zostały wydane w cenionych seriach reporterskich wydawnictwa Czarnego i Poznańskiego, oraz nazwisko niemniej cenionego reportera Cezarego Łazarewicza. Ta wydana wcześniej Tu mówi Polska. Reportaże z Pomorza jest w całości zbiorem jego tekstów publikowanych na łamach „Gazety Wyborczej” i „Polityki”. Natomiast zeszłoroczne Morze i ziemia jest antologią zredagowaną przez Łazarewicza i Klima (znanego z popularnonaukowych książek o kulturze PRL-u wydawanych przez PWN – o nich pisałam tutaj). Sama nabywałam i czytałam je w kolejności wydawniczej, jednak zalecam zacząć od antologii.

Bo Morze i ziemia jest antologią reportaży o Pomorzu obejmującej teksty z całego XX wieku. Klim i Łazarewicz postanowili lepiej poznać region, w którym się urodzili. Zwłaszcza że stosunkowo późno dowiedzieli się, że są to tereny poniemieckie, że są pierwszym urodzonym tu pokoleniem Polaków. Ten wątek przejmowania dobytku po Niemcach nie była tematem rozmów w ich domach, tak jakby historia Pomorza miała zacząć się po wojnie, na nowo, wymazując przeszłość (czasem dosłownie, nieskutecznie zamazując niemieckie napisy, czasem po prostu nie poświęcając myśli temu, co tu było wcześniej, w czyim garnku gotujemy obiad). Redaktorzy sięgają do najstarszych gazet i książek polskich i niemieckich, wybierając teksty, które wraz z powojennymi i współczesnymi reportażami tworzą zróżnicowaną, ale spójną, mikrohistorię tego regionu, naznaczoną dziejami wojny i wielkich migracji, a także strajków w stoczniach. To zbiór o tych, co musieli opuścić domy i o tych, co przyjechali zająć te opuszczone, i o tych, co po latach przyjechali zobaczyć, jak wyglądają ich rodzinne miasta, i o tych tworzących najnowsze dzieje Pomorza z (nie)wybuchowym prezydentem Świnoujścia na czele…

Wśród tych lepiej zapamiętanych przeze mnie znajduje się opowieść o chorowitych Niemkach, które zmuszone przez radzieckich żołnierzy do opuszczenia swojego domu odbyły długą pieszą wędrówkę do niemieckiej granicy; o hotelowych przygodach Kanadyjczyków, którzy w Koszalinie szukali noclegu, a rekomendowany miejski hotel okazał się zdemolowanym domem publicznym; o wczasach organizowanych przez biuro matrymonialne; o zmianie zbyt polsko brzmiących nazwach na niemieckie…

Po lekturze antologii warto sięgnąć do Tu mówi Polska, w której dominują reportaże z drugiej połowy lat 90., choć jest też kilka nowszych, sprzed ostatniej dekady. Tematy paru z nich pojawiają się też w antologii, ale tam są pisane przez innych reporterów, np. wspomniana już historia prezydenta-rozbrajacza min została przedstawiona przez Ewę Winnicką. Niemniej jednak w tym zbiorze nabierają innego charakteru, bo są osadzone we współczesnej historii regionu, tym razem naznaczonej następstwami transformacji ustrojowej oraz reformy administracyjnej. Co najbardziej odbiło się na mieszkańcach Słupska i Koszalina, którzy zmagali się nie tylko z bezrobociem, ale też administracyjnym chaosem czy bardziej niewiedzą, co najlepiej oddaje tekst Urząd miał być wieczny. Interesujący był też tekst o wietnamskich ślubach – kolejne następstwo transformacji i otwarcia granic – w tym zabiedzonym regionie Polski były one kwitnącym interesem, ponieważ za niższe niż w stolicy pieniądze Azjatki mogły załatwić sobie polskie obywatelstwo, przy okazji chwilowo reperując budżet licznych tu bezrobotnych „mężów”. W zbiorze znajdziemy też garść reportaży kryminalnych (o świnoujskim seryjnym gwałcicielu, wypadku na strzelnicy podczas szkolnych zajęć czy pedofilii w kościele), historii o politykach (Kwaśniewski, Lepper) czy służbie zdrowia. Gdzieniegdzie pobrzmiewają echa tzw. przedwojennej historii, poczytamy tu bowiem o zmaganiach Kraszewskiego z wykopywaniem pomnika niemieckiego żołnierza, który wcale nie był tym poszukiwanym przez niemieckich zleceniodawców.

Reportaże Łazarewicza ze względu na współczesny charakter wydają się przystępniejsze i atrakcyjniejsze w odbiorze, (czytałam je z większym zainteresowaniem niż antologię), jednak bardziej wartościową publikacją wydaje się Morze i ziemia, która zawiera nieznane, trudno dostępne teksty (tj. wymagające od nas kwerendy bibliotecznej) zarysowujące kontekst geograficzno-historyczno-społeczny, gdzieś umykający mieszkańcom (czy może nawet celowo pomijany) i turystom tego regionu.

PS Jeśli znacie inne reportaże o Pomorzu, wspomnijcie o nich w komentarzach, niech zainteresowani tematem skorzystają też na waszych podpowiedziach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *