Festiwal Kina Niepokornego trwa już od soboty (do niedzieli), pora więc zdradzić, jak on wygląda i co na nim ciekawego można zobaczyć. O pewnych technicznych sprawach pisałam wczoraj. Tu przypomnę o najważniejszych.
TOFIFEST to festiwalowa wizytówka Torunia w filmowej branży. W tym roku nie trzeba być jednak na miejscu, aby móc w nim uczestniczyć. Wiele filmów bowiem można obejrzeć na stronie festiwalowej, a projekcje nie są ograniczone czasowo – co jest niewątpliwym atutem – jedynie są określone terminy, od których tytuły zostaną udostępnione. Tak więc, jeśli dopiero teraz z tego wpisu dowiadujecie się o festiwalu i chcecie w nim uczestniczyć – nic straconego, wykupujecie bilety online i możecie nadrabiać filmy z pierwszych dni festiwalu. A poniżej wspomnę, które warto uwzględnić w swoim harmonogramie.
Zacznę od produkcji, które widziałam przed festiwalem (jeśli już o nich coś pisałam, to tytuł będzie odnośnikiem do tekstu):
- Let there be light (2019)
(wyróżniony jako najlepszy film zeszłorocznej edycji – całkiem słusznie, bo to ciekawa opowieść, jak zanotowałam na Filmwebie: „homoseksualizm kontra mała słowacka wieś, w której ksiądz-mamisynek ma większy wpływ niż lokalna policja”) - Dom przy autostradzie (2008)
(to może nie jest wybitny film, ale intrygujący komediodramat, w którym rodzina musi nie tylko zmierzyć się z trudnościami wynikającymi z dużego ruchu ulicznego za oknem, ale też wewnętrznymi napięciami w relacjach, które w takich okolicznościach zaczynają pękać) - Asystentka (2019)
- Pechowi szczęściarze (2019)
(bardzo dobre kino rozrywkowe oparte na sprawdzonych schematach i gagach) - Nie tak miało być (2020)
(to jeden z wielu tytułów tegorocznej edycji podejmujących zagadnienie macierzyństwa – co ciekawe każdy realizuje je na swój sposób) - Sole (2020)
- Abe gotuje (2020)
(mało jest food films o dzieciach dla dzieci, a ten dzięki swej multikulturowości nie tylko konfrontuje stereotypy, ale też dużo ważnego przekazuje dorosłym) - Psychobitch (2019)
(z kina młodzieżowego to przyzwoita propozycja, które zainteresuje też dorosłego widza) - Córki dancingu (2015)
- Nina (2019)
A do tej listy mogę dodać jeszcze dwa tytuły już obejrzane podczas TOFIFEST. Pierwszy z nich to przeuroczy, niekonwencjonalny, momentami dziwny i trudny, ale również podejmujący wątek macierzyństwa: Święta Frances. Opowieść wyróżnia się przede wszystkim nieodgadnionymi bohaterkami. Główna ma 34-lata i za sukces życiowy uznaje otrzymanie pracy opiekunki na okres wakacji, dzięki której może porzucić kelnerowanie. Co wydaje się o tyle dziwne, że nie tylko brak w niej podejścia do dzieci, jak i chęci, by nimi się zajmować. Jeśli kiedykolwiek będziecie zajmować się tematem menstruacji w kinie – Świętej Frances nie możecie pominąć! Może w wątkach fizjologicznych nie jest tak naturalistyczny jak Wilgotne miejsca, ale te filmy mają ze sobą trochę wspólnego. Można powiedzieć, że Święta Frances jest prawdziwie kobiecym filmem poruszającym wszystkie ważne problemy i dylematy rozgrywające się wokół macierzyństwa chcianego i oczekiwanego przez społeczeństwo, rodzinę. Oscyluje wokół tematów tabu i tych przemilczanych, o których dopiero teraz stopniowo zaczyna się więcej mówić: aborcja, depresja poporodowej, karmienie piersią w miejscach publicznych, zakładanie rodziny przez pary nieheteroseksualne. Rozbrajająca postać kilkuletniej Frances z niewyparzonym językiem jest symbolem tego, że to, z czym się zmagają dorosłe bohaterki nie wynika z odwiecznego porządku zapisanego w naszej biologii, lecz z utrwalonych konstruktów społecznych, które my odpowiednio kształcąc dzieci możemy je całkiem zmienić, by odważnie mówiły o tym, co w naszym pokoleniu przykrywa zasłona milczenia.
Drugi film, może nie aż tak dobry jak powyższy, ale również ciekawie ilustrujący temat macierzyństwa to Asia. Tytułowa bohaterka urodziła córkę w wieku dziewiętnastu lat, jednak mimo niewielkiej dzielącej różnicy wieku, między nimi nie ma dobrego kontaktu. Każda żyje w swoim świecie, odpowiednio w szpitalu i skateparku. Można powiedzieć, że dla Asi wychowanie córki to bardziej obowiązek niż efekt matczynej miłości. Sytuacja zmienia się, kiedy przewlekła choroba córki pogłębia się i Asia musi sprawować opiekę nad nastolatką, stać się pełnoetatową matką. Mam wrażenie, że bohaterka nadal nie staje się matką, a uczucia, jakie żywi do córki, wynikają bardziej z więzi, jaka często rodzi się między ludźmi spędzającymi ze sobą więcej czasu. Asia to też obraz marzeń i rozpaczy nastolatki, której nie będzie dane przeżyć to, czego inne doświadczają. Oraz studium destrukcji ciała dokonywanej przez stwardnienie rozsiane – jednej z najgorszych współczesnych chorób.
I na koniec film przeze mnie długo wyczekiwany, którego z różnych przyczyn nie udało się obejrzeć na wcześniejszych festiwalach – Dolina bogów Lecha Majewskiego. I wiecie co? To wspaniale, że nie załapałam się na żaden pokaz stacjonarny. Szkoda byłoby mi kosztów transportu czy czasu poświęconego na dotarcie do sali kinowej. Pokaz online pozwolił mi bez skrupułów po 30-40 minutach przełączyć na inny film. Tak jak doceniam twórczość Majewskiego za Młyn i krzyż oraz Angelusa – dzieła, dzięki którym ośmielam się porównywać go do Greenawaya, tak Dolina bogów, tylko dłużyznami i elementami scenografii przypominała Pewnego razu w Hollywood Tarantino, bo o ile w tym drugim filmie była jakaś treść, a dłużyzny dało się znieść czekając na jakąś dalszą część fabuły, o tyle w Dolinie bogów chciałoby się utopić, tylko że na tych pustynnych terenach nie ma za bardzo w czym. I to jest problem tego filmu. Lektura kilku recenzji utwierdziła mnie w przekonaniu, że oazy nawet w fatamorganie nie ujrzę. Stąd bez wahania przerwałam tę samobójczą wędrówkę.