Czy naprawdę schamieliśmy? – George Orwell

Wydawałoby się, że po tylu latach miłośnicy twórczości Orwella mogą spodziewać się tylko kolejnych wydań Roku 1984 czy Folwarku zwierzęcego (a mam wrażenie, że takich wychodzi parę każdego roku), z rzadka innych książek, oraz ich adaptacji, chociażby na powieść graficzną. Tymczasem wydawnictwo Muza wyszło z projektem zbioru nietłumaczonych dotąd na język polski tekstów rozmaitej treści, długości i formie. Takie zestawienie tekstów pozwala szerzej spojrzeć na warsztat pisarza, dostrzec jak sobie radził z różnymi formami wypowiedzi, a także poznać jego światopogląd. Domyślam się, że taki cel przyświecał wydawcom. W praktyce otrzymujemy tomik rozmaitości, których dobór i kompozycja budzi wątpliwości. Nie chcę się spoufalać z duchem pisarza, ale nie jestem przekonana, czy chciałby, aby wydano jego teksty w takim zestawieniu, bez myśli przewodniej, czegoś co by je zespoliłoby (brak polskiego przekładu jest słabym spójnikiem, nieprawdaż?). Szczególnie fragmenty notatek osobistych, które wieńczą książkę, prowokowały pytanie o cel i potrzebę ich publikacji.

Nie oznacza to jednak, że książka okazała się doszczętną porażką, a czas przeznaczony na jej lekturę bezużyteczny. Zamieszczone w niej felietony (niewiele zgromadzonych tu tekstów zasługuje na miano esejów) są interesujące z kilku powodów. Po pierwsze doskonale opisują nastroje społeczne w Wielkiej Brytanii na początku lat 40. Orwell komentuje politykę największych przywódców wojny, a także zawczasu wychodzi z propozycjami, jak odbudować kraj i jakie mogą z tym być trudności (potrzeby mieszkaniowe a przyzwyczajenia Anglików). W tych i innych tekstach, które nie są szkicami literackimi, wyłania się wyraźny lewicowy światopogląd Orwella, który w socjalizmie widział jedyną szansę na przyszłość powojenną (co nie oznacza, że był komunistą!). Był ateistą, co nie zaskakuje, ale i religijnym ignorantem, co szczególnie przejawiło w eseju o dogmatach chrześcijaństwa, a dokładniej ich wątpliwej umowności, a wręcz dosłowności, za którą twardo stał pisarz. Choć przedstawicielka Kościoła rzeczywiście wydawała się zagubiona w tym, co bierze na poważnie, a co symbolicznie – to wiemy (należy to podkreślić) z tekstu Orwella, źródłowego listu nie znamy – autor Roku 1984 ze swoimi kąśliwymi uwagami nie wyszedł na oświeconego bystrzaka, lecz dyletanta. Dosłowne rozumienie tekstów biblijnych, które w samym języku są metaforyczne – prowadzi do fanatyzmu. Przy takim postrzeganiu wyznawców religii – nie dziwi mnie lewicowy ostracyzm wobec wierzących. A tu, patrząc przy okazji na okładkę książki, chciałoby się wierzyć, że zdaniem Orwella katolicy przez wieki rzeczywiście zaliczali się do gatunku owiec – tego szczególnego, co ma tendencje do zbłąkania się.

Nie chcę jednak przy tej książce mocno iść w ocenę czyichś sądów i poglądów. To walor, kiedy możemy z autorem tekstu polemizować, zresztą cenił to sam Eric Blaire, bo pretekstem do jego wypowiedzi były właśnie komentarze czy pojedyncze zdania w cudzych tekstach, których się łapał, stawiał do nich pytania i odpowiedzi snuł swoje domysły. Artykuły, które miały być najciekawsze, okazały się najtrudniejsze do oceny. Mam na myśli szkice literackie, które wydają się aspirować do prezentowania poglądów nowych i nieoczywistych, z drugiej zaś krótka i dziennikarska forma osłabia je, dyskredytując Orwella z roli krytyka literackiego do funkcji dziennikarza.

I takie właśnie miałam wrażenie, że zbiór Czy naprawdę schamieliśmy? deprecjonuje pozycję wybitnego pisarza, którego umiejętności zostały przez dziennikarstwo ograniczone albo wewnętrzny przymus codziennego pisania (co dowiadujemy się z komentarzy do notatek) owocował tekstami słabszymi. W większości zebranych tu tekstów drzemie potencjał, tylko dojście do ostatniej kropki budziło zawód czy niedosyt. A może za bardzo chciałabym Blaire’a osadzić obok filozofów i akademików?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *