Tym, co zaskoczyło mnie podczas podróży przez wsie, to obecność bloków, które kojarzą mi się z typowo miejską zabudową. Nie są to duże osiedla, dwa, trzy bloki dwu-, trzykondygnacyjne. Mając jeszcze przekonanie, że życie na wsi jest nudne i smutne, pomyślałam, że jeszcze smutniejsze jest życie na wsi w bloku. Nie dość, że mieszkanie w klitce, to nie ma, gdzie z niej uciec, by spędzić czas wolny, nawet nie można relaksować się w swoim ogródku – choć to ostatnie założenie też nie było do końca słuszne, bo jest jeszcze ROD. Druga rzecz, która też nie była dla mnie oczywista, to fakt, że przy wielu pałacach (opuszczonych bądź działających w branży gastronomiczno-hotelarskiej) znajdują się baraki, w których działał PGR. Jakoś te dwa miejsca średnio mi do siebie pasowały. Z drugiej strony w pałacach mieszkali posiadacze ziemscy, więc w pobliżu znajdowały się duże połacie ziemi, które mogło przejąć państwo. Po lekturze Niepowinności wiem jeszcze to, że jeśli w pobliżu dawnego PGR-u nie ma pałacu, być może kiedyś był i został rozebrany na potrzeby budowli bloków czy baraków do PGR.
Druga w dorobku powieść Pawła Radziszewskiego osadzona w Furcie, pegeerowskiej wsi pod Ełkiem przedstawia świat mi bardzo odległy, nie czasowo, bo akcja rozgrywa się na przełomie lat 80./90., lecz przestrzenno-mentalnie. To świat, do którego zjeżdżają się wysiedleńcy z różnych stron kraju, skuszeni obietnicą dobrej pracy i komfortowego mieszkania z kanalizacją. Pierwsi przybysze mają oswoić poniemiecką przestrzeń, zorganizować miejsce do mieszkania oraz jeden z wielu Państwowych Gospodarstw Rolnych. Zamieszkują więc pałac i oborę, póki nie przyjadą zarządcy, nie przywiozą krów, nie wybudują tego obiecanego osiedla. Z braku konkretnego zajęcia zaczynają pić. Gdy przybyła księgowa próbuje zaalarmować władzę, że to nie działa tak, jak powinno, słyszy, że w papierach się wszystko zgadza, więc ma nie robić problemów. Skoro w papierach krowy są, to mają szykować mleko na odbiór, a nie gadać, że nie ma krów. Absurd goni absurd – jak to w PRL-u. W Furcie zmiany zachodzą, gdy bibliotekarz nie może biernie czekać na jakieś działania „z góry” i samodzielnie projektuje osiedle, a następnie mobilizuje ludzi do jego budowy. Pojawiają się pierwsze bloki, jednak nawet po rozebraniu pałacu i obory brakuje cegieł do budowy kolejnych. To oznacza, że wciąż wielu mieszkańców Furty nie ma, gdzie mieszkać. Pozostają więc w piwnicy, nowy dyrektor każe budować im schron na wypadek wojny. To jednak stopniowo odsłaniane elementy tła głównej fabuły.
Niepowinność to przede wszystkim opowieść o młodzieży wychowującej się w Furcie, próbującej sobie wyjaśnić tajemnice znikających dzieci i tego, co dzieje się w piwnicy, ponieważ dorośli unikają tematu, a jak już zgodzą się opowiedzieć prawdę – ich historia wydaje się nieprawdopodobna. Historia o młodzieży, którą obowiązują mniej lub bardziej dosłownie sformułowane nakazy i zakazy – jak przyjrzymy się tytułom rozdziałów, spis treści może stanowić peegerowski odpowiednik dekalogu (mocno rozszerzonego, bo tytułowych „niepowinności” jest jednak więcej niż dziesięć przykazań). Za ich złamanie otrzymują kary w postaci lania czy zamykania w ciemnej piwnicy.
To także opowieść o równych i równiejszych, i o tym, że w okresie PRL-u tożsamość determinuje pochodzenie: syn dyrektora może chcieć być w przyszłości dyrektorem, jednak syn palacza już nie, zawsze pozostanie brudasem, który swoją dorosłość może powiązać z kotłownią. Kiedy upada socjalistyczny system, a wraz z nim pegeery (z symboliczną śmiercią dyrektora), dotychczasowy porządek świata zostaje zaburzony. Pogardzani mogą piastować wysokie urzędy, z kolei ci, co mieli w poprzednim ustroju zapewnione stanowisko, na nowo muszą budować swoją pozycję w społeczeństwie. W przypadku bohaterów ten moment koreluje się z ich wkraczaniem w dorosłość. Jest to dla bohaterów podwójnie trudny moment. Po pierwsze, jak każdy, musi pogodzić się z kresem dzieciństwa i wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Z drugiej strony nowe czasy powodują, że wbrew temu, co im mówiono w szkole, nie mogą powielać losu swoich rodziców. Muszą swoją tożsamość konstruować na nowo i znaleźć własną ścieżkę w nowej, transformacyjnej rzeczywistości. Patrząc pozytywnie: jest to dla bohaterów duża szansa. Pytanie, czy zdołają ją wykorzystać? Nikt ich nie uczył, jak wygląda dorosłość w świecie kapitalizmu.
Radziszewski nakreślił barwny, przekonujący, ale też poniekąd objaśniający obraz postpegeerowskiej społeczności. Każda z postaci kryje swoje tajemnice, historię, które czasami poznajemy, a czasami nie, ale one sprawiają, że członkowie społeczności zyskują wielowymiarową osobowość, nie są tylko np. dyrektorem i surowym ojcem, ale też zagubioną postacią, mającą nieoczekiwanie w obcym miejscu zarządzać ludźmi, choć nie ma na ten temat bladego pojęcia. Te tajemnice mieszkańców po części wyjaśniają ich alkoholizm, a także niemoc odnalezienia się w nowych realiach.
Nie jest to powieść, przez którą się mknie. Czytelnicy podobnie jak bohaterowie – jak już znajdą się w tym świecie, nieprędko zdołają się z niego wyrwać na trwałe. Książka jest obszerna i gęsta od opisów ludzi i przestrzeni. Nim dojdziemy do końca, po wielokroć przyjdzie nam wracać do Furtu, nie wiedząc, czy te powroty nas cieszą. I choć nie mogę odmówić autorowi sprawnego warsztatu oraz ciekawej kreacji niezbyt popularnej we współczesnej polskiej literaturze czasoprzestrzeni… Kilka dni po lekturze wciąż nie wiem, czy zachęcić was do odwiedzenia tej pegeerowskiej wsi.