Premiera: 6 października!
Akcja filmu Mario Cornejo rozgrywa się 30 lat po nakręceniu Czasu Apokalipsy. Zdjęcia były kręcone m.in. w Balerze, a twórcy filmowi po swojej wizycie pozostawili deskę surfingową, którą wyłowili rybacy i sprzedali dzieciom. Prawdopodobnie to przyczyniło się do tego, że obecnie Baler jest miejscem słynącym się w surfingu. Głównym bohaterem jest Ford, który nieprzypadkowo otrzymał imię po reżyserze Czasu Apokalipsy, jest instruktorem surfingu. W ten sposób poznaje 19-letnią dziewczynę, która przyjechała do miasteczka potowarzyszyć umierającej babci. Wkrótce przybywa jego „brat” Rich z atrakcyjną narzeczoną. Pozornie radosna piątka (wraz z Choną, matką Forda), spędzająca razem w delirycznej atmosferze wieczory zdaje się prowadzić beztroskie życie.
Po kolei na jaw wychodzą rodzinne i nie tylko tajemnice z przeszłości. Romans z reżyserem, w który nikt poza Choną nie wierzy, w tym jej syn, będący owocem tej relacji. Gwałt, urodzenie dziecka w młodości, które nie dożyło nawet roku. Przemoc domowa, która odbijała się na jednym z dwóch braci. Zdrada, zmieniająca całkowicie relacje par bohaterów.
Film zdaje się podejmować sporo ważnych i trudnych tematów, które stały się źródłem nie do końca przepracowanej traumy. Co można ocenić na podstawie tego, że po latach wciąż problemy te powodują konflikty – małą apokalipsę w rodzinie. Przypisanie każdej postaci kluczowego wydarzenia z przeszłości, które w jakiś sposób ukształtowało jego charakter i relacje, stawia bohaterów na równi. Zasadniczym problemem Dziecka Apokalipsy jest kompletny brak dramaturgii. Atmosfera w filmie jest jałowa. I zarzut ten nie dotyczy powolności akcji, do której azjatyckie kino zdążyło nas przyzwyczaić. Brakuje mi w tym filmie emocji, których powinno być aż nadto, zważywszy na to ile bólu i cierpienia jest w bohaterach. O nich jednak tylko słyszymy albo sobie je dopowiadamy, kiedy bohaterowie na pytania odpowiadają wymownym milczeniem. Maskowanie uczuć to wspólna cecha wszystkich postaci, poza 19-latką, która jest protagonistką wszystkich, choć wciąż nielicznych, najbardziej agresywnych i rozpaczliwych scen – moment, kiedy dziewczyna przychodzi do Forda, by się przytulić, a ten odmawia, jest chyba najlepszy w całym filmie i jedynym, w którym pasywna i obojętna postawa Forda wyraża więcej niż tysiąc słów. Niewątpliwie Annicka Dolonius odegrała najciekawszą rolę.
Nieangażująca opowieść nadrabia jednak stroną wizualną. Stonowane zdjęcia, jednolite kolorystycznie wystroje wnętrz i ujęcia egzotycznego (dla nas) krajobrazu, które (na szczęście) mają niewiele wspólnego z turystycznym folderami – dodają filmowi harmonijnego klimatu, który równocześnie podkreśla urok filipińskiego miasteczka i nie kłóci się z poważną treścią.
Nawiązanie dla klasyki filmowej, jaką jest film Francisa Forda Coppoli, jest interesującym punktem wyjścia dla fabuły. Wszak miejsca służące za plenerowe plany zdjęć kryją w sobie historie pełne anegdot, którymi można uraczyć zafascynowanych turystów, podążających szlakiem filmowym. W Dziecku Apokalipsy twórcy chcieli chyba pokazać, jak kręcenie filmu wpłynęło na losy mieszkańców, którzy również pełnili funkcję statystów. To przynajmniej sugerują pierwsze sceny oraz wątek dotyczący ojca Forda. Rozwój niezbyt radosnej opowieści jednak przeczy temu, stawiając kręcenie Czasu Apokalipsy w roli miejscowej legendy, która może w ogóle się nie wydarzyła, jest jedynie wytworem lokalnej wyobraźni.
Ocena: 5/10
Recenzja ukazała się w „Ińskie Point” nr 7/2017