Reżyseria: Tony Scott
W Nowym Orleanie wybucha prom, gdzie ginie mnóstwo ludzi. Wkrótce okazuje się, że nibył to wypadek tylko zaplanowany zamach. Agent ATF Doug Carlin (Denzel Waschington) prowadzi śledztwo współpracując z działem posługującym najnowszą technologią zwaną „zakrzywieniem przestrzeni”. Cofają się w przeszłość, by poznać sytuacje mające miejsce przed wybuchem.
Chyba jest to jede z niewielu filmów science-fiction, które obejrzałam w całości. Choć było trudo. Za dużo ruchu i ostrej jazdy co przy mojej chorobie lokomocyjnej objawiło się mdleniem na ten widok. W połowie filmu musiałam zrobić przerwę, bo jednak z drugiej strony byłam bardzo ciekawa jak się to skończy. Im bliżej końca można było przewidzieć zakończenie. Przyznam, że to był pierwszy film, który obejrzałam z własnej inicjatywy. Uczucia mam mieszane, ze względu na skutki uboczne. Doskonale znam „z widzenia” aktora grającego główną rolę, która jest w zasadzie podobna do większości jego postaci. Widocznie ma w sobie żyłkę detektywistyczną. Polubiłam go po tym filmie. Nie podobały mi się fekty specjalne, bo w niczym się nie różniły od innych filmów science-fiction, i są po prstu mało ciekawe.
Znam wiele osób, którym Deja vu przypadł do gustu, więc tym mogę go polcić. Ja osobiście nie przepadadam za takimi i nie uznaje go za obowiązkową pozycje w filmotece.