Z okazji roku Czesława Miłosza wydawnictwo Znak wznowiło po blisko ćwierćwieczu od poprzedniego wydania zbiór esejów zatytułowanych Ziemia Ulro. Wydanie zostało wzbogacone o przedmowę innej noblistki – Olgi Tokarczuk, dla której lektura tychże esejów była ponowną po prawie czterdziestu latach. To ciekawe, ile rzeczy może zmienić się przez tyle lat, czytasz noblistę i wracasz do jego tekstu po czasie, kiedy już sama otrzymałaś to samo prestiżowe wyróżnienie. Zresztą i bez Nobla czterdzieści lat to szmat czasu, doświadczeń, które zdeterminują nowy odbiór lektury. Ja jednak nie mam zamiaru pisać o przedmowie Tokarczuk, która swoją drogą nie jest jedyną przedmową, ponieważ pierwsze przedsłowie napisał ks. Józef Sadzik – osoba wybrana przez samego Miłosza zastanawiającego się, ile jest herezji w tym, co pisze o chrześcijaństwie w swoich tekstach. Swoją drogą miłoszowskie dialogi z dogmatami Kościoła, które w głównej mierze są parafrazami opartej na pismach Swedenborga doktrynie Nowego Jeruzalem (czy jak sam autor to określa – streszczeniem jego pism), okazały się dla mnie najciekawszą częścią tej publikacji. Doktryna ta dotąd była mi nieznana, choć nieświadomie miałam już z styczność teoriami Swedenborga, ponieważ czytałam prozę opierającą się na jego koncepcie angelologii.
Zarówno Tokarczuk, jak i Sadzik, poświęcają wiele uwagi katolickim dylematom Miłosza, ponieważ jego słabość do romantycznej poezji i wizji świata trochę kłóci się z fascynacją oświeceniowej wizji chrześcijaństwa, za którą stał przede wszystkim wspomniany Swedenborg. To właśnie skazana trochę na porażkę próba połączenia dwóch sprzecznych koncepcji, choć obu opartych jednak na duchowym aspekcie ludzkiej kondycji – stanowi jedno z ciekawszych zmagań Miłosza w tych esejach, wszak nie ma nic bardziej ludzkiego niż wątpliwości, próba pogodzenia tego, co podpowiada nam rozum, z tym, co podpowiada nam serce.
Noblista wykazuje się tutaj nie tylko wielką erudycją, ale poniekąd też się obnaża z wewnętrznych emocjonalnych konfliktów. Miłosz prowadzi intymny dialog z czytelnikiem, dzieląc się swoimi obawami, nadziejami i przemyśleniami. A te prowadzą do diagnozy duchowego kryzysu współczesnej Europy, którego źródła upatruje w modernizacji, rozwoju nauki oraz odrzuceniu tradycyjnych wartości religijnych. Diagnozy, która pół wieku później nadal wydaje się aktualna, choć spory opór budzi we mnie jego krytyka rozwoju nauki.
Dziś być może dookreślił, że chodzi o krytykę technologii, której i my chętnie przyklaskujemy, mimo że ani trochę nie ograniczamy jej obecności w naszym życiu. Nie wiem, czy by dostrzegł, że dziś problemem jest nie tylko duchowy kryzys – co negowanie autorytetu nauki, wskutek czego wytworzyły się nowe religie XXI wieku. Te z kolei wcale nie wpłynęły na rozwój duchowy człowieka, jesteśmy jeszcze bardziej pogubieni, o czym świadczy skala osób chorujących na depresję oraz popularności wszelakiej maści poradników i kursów coachingu. Choć Tokarczuk w swojej przedmowie wskazuje konkretne miejsca, które można nazwać Ziemią Ulro (koncepcja Williama Blake’a), m.in. tereny ogarnięte wojną, w praktyce można do niej zaliczyć co najmniej całe zachodnie społeczeństwo, jeśli nie całą planetę zmagającą się ze skutkami globalnego ocieplenia. Wszak pewna niemoc jednostki przeciwdziałaniu temu też jest źródłem duchowego kryzysu.
W esejach autor sięga także po twórczość takich pisarzy i poetów jak William Blake, Adam Mickiewicz, Fiodor Dostojewski, a także mniej znane postacie jak Oskar Miłosz, daleki krewny Czesława. Miłosz pokazuje, jak ich dzieła odzwierciedlają duchowe problemy swoich czasów i jak mogą one pomóc w zrozumieniu współczesnego kryzysu. Szczególnie trafny i aktualny wydaje się komentarz dotyczący ideologii Mickiewicza, który prorokując kiepskie losy Polski i Europy za pomocą alegorycznych postaci pod nazwą „czterdzieści i cztery” nie ocalił ludów Europy, „nie udało mu się też przekonać Polaków do swojej religii, natomiast żywcem ich zapeklował w mesjanistycznym nacjonalizmie” [s.159]. I ten mesjanistyczny nacjonalizm rozwija się w naszym społeczeństwie nieustannie, o czym zwłaszcza w ostatniej dekadzie doskonale się przekonaliśmy. Zresztą nie trzeba włożyć wiele wysiłku, by wiedzieć, gdzie współcześnie rozgrywa się historia z Dziadów. Historia nie grzeszy oryginalnością, od wieków kręci się według tego samego schematu, nawet niespecjalnie zmieniając bohaterów.
Ziemia Ulro jest lekturą wymagającą, nie tylko ze względu na podejmowane tematy, ale też miłoszowski nieco kwiecisty styl pisania, który nie ułatwia czytelnikowi oswajanie przytoczonych filozoficznych koncepcji. Jest jednak książką niezwykle wartościową, dzięki analizie koncepcji, które bez większego trudu można odnieść do czasów współczesnych. Miłosz zmusza czytelnika do refleksji, skłania do zadawania pytań i szukania własnych odpowiedzi. Jego eseje są świadectwem nie tylko erudycji, ale także głębokiego humanizmu i duchowej wrażliwości.