Musical nie jest popularnym gatunkiem w polskim kinie. Miałabym problem z wymienieniem innych rodzimych tytułów, jakby się jakieś pojawiły to z pewnością okazałoby się, że to są filmy muzyczne czy właściwie taneczne. Innymi słowy nasz kraj nie jest specjalistą od muzycznej formy filmowej. Dlatego Córki dancingu z jednej strony zdobywają nagrody, z drugiej strony są krytykowane za kicz, chaos, mieszankę gatunkową.
Ja wierzę, że w tym chaosie można znaleźć jakiś porządek. Córki dancingu to baśń dla dorosłych karnawalizująca lata 80. Zamiast szarej kolejkowej codzienność PRL-u mamy klub nocny z muzyką, która czasem jest dobra, a czasem żenująca (nie powiem, że piosenki to mocna strona filmu). Zamiast złych przedstawicieli władzy mamy syreny, które uwodzą głosem i wyglądem, a kiedy przyjdzie potrzeba (nie wiem, czy głodu?) potrafią zmienić się w piranie i wygryźć serce czy odgryźć palec. Nurtowało mnie, skąd to połączenie syreny z drapieżnym wampirem. Czytając o syrenach dowiedziałam się tylko tyle, że to postacie, którymi się jest z urodzenia albo nie. To różni je od wampirów, którymi staje się po wgryzieniu się innego wampira, zostawiającego tam swój jad. Czy zatem syreny jako hybrydy ludzko-rybie mogą też zostać poddane jak zwykły człowiek przemianie w wampira? Niemniej ich wampirza natura pozwoliła pokazać, jak zgubne skutki przynosi słuchanie syreniego głosu. Karę ponoszą nie tylko ludzie. Pewne zasady obowiązują także syreny, które za miłość zostają przemienione w pianę morską. Syreny mają uwodzić, nie kochać. Zresztą ich budowa anatomiczna nie pozwala na miłość fizyczną, bo kiedy nie mają ogona, ich krocze jest zbudowane jak u lalki Barbie.
Na elementy horrory składają się nie tylko baśniowe stwory (oprócz syren pojawia się Tryton) i ich krwawe działania. W Córkach dancingu jest potworna scena u lekarza, który wciela się ni to chirurga plastycznego, ni to w Frankensteina (oczywiście przekupiony nie pieniędzmi, a deficytowymi towarami oraz kartkami żywnościowym – w końcu nadal mamy rzeczywistość PRL-u). Wskutek tej operacji Srebrna przechodzi kolejną metamorfozę. I chyba teraz można o niej powiedzieć, że jest syreną, wampirem i człowiekiem. Choć patrząc na wizualny efekt, można rzec, że bardziej wytworem Frankensteina niż człowiekiem. Z pewnością znawcy mitologii i fantastycznych toposów odkryją w tym filmie więcej podobieństw i odwołań.
Bez wątpienia mogę powiedzieć, że od Agnieszki Smoczyńskiej dostajemy obraz oryginalny i takiego w Polsce chyba nie było. Stąd wydaje mi się, że polscy widzowie nie są przygotowani na odbiór takiego filmu, dlatego można spotkać się z takimi reakcjami jak zażenowany śmiech czy wyjście z sali projekcji. A Smoczyńska ma zadatki na bycie polskim odpowiednikiem Wesa Andersona.
1 thought on “Córki dancingu, reż. Agnieszka Smoczyńska”