Alojzy, reż. Tobias Nölle

Premiera 18 listopada!

Alojzy przypomina mi Fúsiego. Zarówno pod względem charakteru filmu, jak i kreacji tytułowego bohatera. Fakt, że oba filmy obejrzałam podczas kolejnych edycji festiwalu Kamera Akcja tylko pogłębiają chęć dostrzeżenia podobieństw między zeszłorocznym dziełem Dagur Kari, a tegorocznym filmem Tobiasa Nöllego.

Samotność, wykluczenie to określenia, które łączą obydwu mężczyzn. Fúsi jest czterdziestoletnim, nieatrakcyjnym mężczyzną, mieszkającym z mamą i bawiącym się żołnierzykami. Alojzy jest w podobnym wieku, a może nawet starszy; zajmuje się obserwacją ludzi, których nagrywa kamerą. Jak na detektywa przystało, jest człowiekiem nierzucającym się w oczy. Losy obu mężczyzn gwałtownie zmienia kobieta. Pozornie wydaje się, że to są radosne, pełne energii osoby, których celem jest urozmaicenie życia takim ponurakom, jak filmowi mężczyźni. Zarówno partnerka z kursu tańca towarzyskiego, jak i tajemnicza rozmówczyni po drugiej stronie telefonu potrzebują pomocy psychologicznej. Ich entuzjazm, chęć zabawy z samotnymi facetami, to tylko chęć odreagowania, zapomnienia o swojej smutnej doli. Dokonują sublimacji, przenoszą na innego człowieka swoje pragnienia i potrzebę uwagi, który zdaje się mieć podobną sytuacji (tylko nie aż tak dramatyczną) i może je zrozumieć. Paradoksalnie ważniejszymi postaciami Fúsiego i Alojzego są kobiety, które tytułowi bohaterowie spotykają. Kobiety pogrążone w depresji, na co wskazuje występująca u nich faza manii (euforii, zabawy) i faza depresji (płacz, próba samobójcza, samotność, ucieczka etc.). Warto zauważyć, że o ile w tej pierwszej fazie, mężczyźni wykazują bierną postawę, bez większego przekonania wchodzą do gry zaproponowanej przez kobiety, o tyle faza depresji wymaga od bohaterów aktywności. Oni mają poczucie, że ich bierność ściągnęła ich partnerki w dół, więc się angażują, wychodzą z inicjatywą pełni nadziei, że to przywróci ten radosny okres ich znajomości. Jednak prawdziwą depresję w ten sposób nie da się wyleczyć.

Jeśli miałabym wskazać, co te dwa filmy różni, to z pewnym powątpiewaniem wskazałabym nastrój. O ile dobrze pamiętam, wydaje mi się, że po seansie Fúsiego mimo niezbyt pozytywnego zakończenia, z tego filmu wyłaniał się optymistyczny nastrój, jakaś dobra energia. Natomiast Alojzy jest po prostu przygnębiającą projekcją z kilkoma radosnym sekwencjami, kontrastującymi z ponurością blokowego mieszkania. To jest taki kontrast jak w Grand Budapest Hotel – hotel w czasach świetności, ożywiony i kolorowy, a hotel obecnie: przygaszone kolory, opustoszały. Różnica jest taka, że u Alojzego mieszkanie ożywia się pod wpływem wyobraźni bohaterów. Do pustego, szarego mieszkania wpada światło, brązowoszare ubrania zostają zmienione na czerwone fraki, a pustka zostaje wypełniona sąsiadami i poznanymi na ulicy ludźmi, którzy przyszli się bawić, cisza zagłuszona graną na pianinie muzyką… Estetyka tak zupełnie inna od tej, którą widzimy od kilkudziesięciu minut filmu.

To całkiem dobry film, lecz nie dla każdego, bo to nie jest kino rozrywkowe. O ile Fúsiego mogłam prawie każdemu polecić, bo opowiada pewną prawdę, którą warto poznać i przemyśleć, o tyle na Alojzego mogę zabrać tylko tych, którzy lubią filmy w typie Fúsiego.

Ocena: 7,5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *