Dwie Elżbiety (I sezon „The Crown”)

Biografie władców stanowią jeden z najciekawszych materiałów na scenariusz filmowy. Świadczy o tym ilość filmów historycznych przedstawiających przebieg życia jednej postaci w różnych perspektywach. Oczywistym faktem jest, że z tworzenie dwugodzinnego filmu zmusza scenarzystę do selekcji wątków biograficznych, które chce przedstawić. Można wybrać dwie strategie: streścić najważniejsze fakty biograficzne bądź skoncentrować się na wybranym momencie czy aspekcie jego życia. Większe możliwości przed twórcami oferuje forma serialowa, dlatego widzowie oczekują, że poznają wówczas życie wybranej postaci w każdym detalu. Podobne oczekiwania można mieć wobec The Crown, serialu opowiadającym o Elżbiecie II, zaplanowanym na sześć sezonów. Jest to projekt o tyle ambitny, a zarazem ciekawy, że w przeciwieństwie do innych władców będących tematami seriali historycznych, bohaterka The Crown wciąż żyje. Co z jednej strony może ograniczyć swobodę aktorską odtwórców ról członków rodziny królewskiej, przez wzgląd na należny im szacunek. Z drugiej zaś, niemal z pierwszej ręki można poznać interesujące i mało znane szczegóły z życia królowej, na których ekspozycję brakło miejsca w dotychczasowych produkcjach jej poświęconych, w tym najbardziej znanej współczesnym odbiorcom: Królowej. W tym miejscu chcę jeszcze wspomnieć o Randce z królową, jako przykładzie filmu, który wykorzystał mało znaną ciekawostkę z życia królowej do stworzenia własnej interpretacji wydarzeń, które miały miejsce w dniu zakończenia II wojny światowej, kiedy Elżbieta i Małgorzata wyszły zabawić się na mieście.
The Crown powstał na podstawie sztuki The Audience Petera Morgana, który jest również twórcą serialu. Swoją drogą, zastanawiam się, czy to pozwala Netflixowi podkreślać oryginalność serii, bo choć serial został stworzony specjalnie na zlecenie tej produkcji, to jest on owocem remediacji scenariusza, napisanego wcześniej na potrzeby teatru. Akcja serialu rozgrywa się w latach 1947-1953, to okres obejmujący ostatnie lata panowania Jerzego VI oraz początki tzw. II epoki elżbietańskiej. Pierwszy sezon zamyka rozstrzygnięcie problemu dotyczącego związku księżniczki Małgorzaty z rozwiedzionym Peterem Townsendem. W rzeczywistości, dzięki licznym retrospekcjom, często otwierającym odcinek, widz poznaje znacznie szerszy zakres historii rodziny królewskiej, w tym sceny z dzieciństwa obecnie panującej królowej. Retrospekcje te nie tylko wyjaśniają złożoność sytuacji, w jakiej znalazła się tytułowa bohaterka, której jednym z zadań jest dochowanie wierności tradycji, dzięki czemu rodzina królewska jest wciąż poważana przez opinię publiczną. Sceny przeszłości jawią się tu niczym widma, z którymi trzeba się zmierzyć, aby móc podjąć właściwe plany na przyszłość.
Elżbieta II, zagrana przez Claire Foy, jest tutaj zarysowana przede wszystkim jako postać wewnętrznie rozdarta, tak jak jej babcia napisała w liście: „Od tej chwili będą w tobie dwie Elżbiety — młoda kobieta z własnymi marzeniami, ale i królowa z licznymi obowiązkami. Najważniejsze jest tylko to, by Elżbieta królowa była zawsze przed tą drugą. Korona zawsze musi wygrać”. Zobowiązania związane z funkcją królowej mają ogromny wpływ na jej relacje z najbliższymi: z nieustatkowanym mężem oraz równie lubującą się w imprezach siostrą Małgorzatą. Przez cały sezon obserwujemy, jak Elżbieta-kobieta z uczuciami z pewną trudnością poddaje się woli Elżbiecie-królowej. Świetnie to obrazuje czołówka serialu z pięknym, wzniosłym motywem muzycznym skomponowanym przez Hansa Zimmera, podkreślającym wagę symbolicznych wartości kryjących się za rzeźbionymi na naszych oczach atrybutach królewskiej władzy: korony, złotego krzyża i berła. Podobny proces obserwujemy w fabule serialu, w której tytułowa bohaterka, z każdym odcinkiem obfitującym w wyzwania związane z jej nową funkcją, kształtuje się na dostojną i praworządną władczynię, znającą swoje prawa i przywileje, coraz rzadziej potrzebującą porad od doświadczonych współpracowników zmarłego ojca. Potwierdzeniem tego są słowa Winstona Churchilla, który na pierwszej audiencji po przebyciu dwóch zawałów przyznaje, że może myśleć o odejściu, bo spełnił życzenie Jerzego VI — przygotował jego córkę do panowania.

W recenzjach The Crown najczęściej natykam się na kwestię ogromnego budżetu przeznaczonego na serial, dzięki któremu dostajemy solidną i dopracowaną w szczegółach historię, nie tylko dobrze odegraną przez aktorów, m.in. Claire Foy (która za tę rolę otrzymała Złotego Globa), Matta Smitha jako Filipa, Johna Lithgowa jako Churchilla i Vanessę Kirby jako Małgorzata. Realizmu prezentowanej opowieści dodają kostiumy nie tylko prezentujące garderobę królewską, ale też modę połowy XX wieku oraz scenografia z jednej strony pokazująca różnicę w wystroju wnętrz zależnego od reprezentowanej klasy społecznej, z drugiej zaś, poprzez wyrazistą obecność sprzętów jak telefon czy telewizor, podkreślająca szczególny, acz często uciążliwy, związek królowej z nowymi mediami — Elżbieta II była pierwszą królową, która zaprosiła dziennikarzy na swoją koronację.
Nie można zaprzeczyć temu, że The Crown został nakręcony z rozmachem. Tym bardziej jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego przy takiej dbałości o szczegóły, dzięki którym kreacje postaci i obraz Londynu oraz świata w połowie XX wieku wydają się namacalnie realistyczne i przekonujące (zwłaszcza problem londyńskiego smogu – z pewnością spora część polskiej widowni mogła odnieść wrażenie, że jest na seansie 5D) – serial równocześnie jest taki niedopracowany w błahych kwestiach.
Przede wszystkim w ogóle zapomniano o wadzie wymowy Jerzego VI, która jest wszystkim dobrze znana widzom, dzięki filmowi Jak zostać królem. Choć podczas panowania ten problem został opanowany, w serialu Albert Windsor często pojawia się w retrospekcjach sięgających okres rządów jego starszego brata Edwarda VIII – ani razu się nie zająknął. W jednym odcinku Filip wychodzi na ignoranta geografii, kiedy podczas rozmowy z żoną o sytuacji politycznej wymienia obok Jugosławii Chorwację i Czarnogórę, choć obie republiki od zakończenia II wojny światowej wchodziły w skład Jugosławii. Moją uwagę zwrócił też napis porządkujący chronologię w pierwszym odcinku, który pojawił się po ślubie Elżbiety i Filipa. Sugerował on, że następna scena rozgrywa się rok po ujrzanych wydarzeniach, tymczasem zastajemy w niej Elżbietę i Filipa z dwójką podrośniętych dzieci – urodzić dwójkę dzieci w różnym wieku, na dodatek już chodzących, w rok? To wyczyn godny podziwu, ale chyba niemożliwy nawet dla samej królowej Wielkiej Brytanii.
Powyższe błędy są wprawdzie drobne, niewpływające znacząco na ocenę całości, jednak moim zdaniem to te szczegóły powinny zajmować część negatywną recenzji, a nie zarzuty o zbyt wolnej akcji. Trudno mi uwierzyć, że ktoś mógł się nudzić podczas oglądania serialu, którego fabuła jest obfita w wydarzenia wagi państwowej, a jeśli z nich chwilowo rezygnuje, w zamian otrzymujemy pikantne i skandaliczne wątki z życia miłosnego Edwarda VIII, a później także jego bratanicy Małgorzaty. Oba romanse wydają się stanowić klamrę kompozycyjną I sezonu The Crown, ponieważ koronacja Elżbiety jest daleko idącą konsekwencją abdykacji jej wuja, która całkowicie zmieniła losy rodziny Alberta Windsora, niespodziewanie zmuszonego zastąpić brata na tronie. Pierwsza połowa sezonu pokazująca trudne początki panowania królowej, regularnie, poprzez retrospekcje i częste wizyty Edwarda w Pałacu Buckingham podkreśla związek obecnej, trudnej sytuacji Elżbiety z niesławnymi wyborami w przeszłości. Osią fabularną drugiej połowy sezonu jest związek Małgorzaty z rozwiedzionym pilotem Peterem Towsendem, którego szczęście zależy od decyzji królowej oraz zgody Izby Gmin i Parlamentu. Romanse nie są oczywiście jedynymi wątkami łączącymi epizody. Innym kluczowym dla tego sezonu zagadnieniem jest upadająca kariera polityczna Winstona Churchilla, który nie chcąc dostrzegać powagi swych problemów zdrowotnych, nie dopuszcza myśli o ustąpieniu z funkcji premiera. A do tego zmusić może tylko królowa.


Widzimy zatem, że The Crown nie jest opowieścią skupioną na tytułowej postaci. Elżbieta II bywa również pretekstem do zaprezentowania innych wpływowych, również z barwnym życiorysem, postaci, które stały się ikonami obyczajowo-politycznej historii Anglii I połowy XX wieku. To sprawia, że The Crown jest serialem, który przyciąga niczym magnes, bo dziesięciogodzinne oglądanie perypetii jednego, nawet najciekawszego bohatera, stałoby się w końcu nużące. Poświęcenie względnie równej uwagi postaciom, które otaczają królową, jest zabiegiem urozmaicającym akcję, nie tylko pod względem twarzy pojawiających na ekranie, ale też problemów, z którymi bohaterowie z Elżbietą II na czele muszą się zmierzyć. Ilość podjętych w serialu problemów, nie za mała by widz się znudził i nie za duża by nie można było zarzucić powierzchowności w ich przedstawianiu, nadaje fabule dynamikę oraz pozwala pokazać rodzinę królewską od strony mniej znanej: choćby ukrywany przed publicznością prawdziwy obraz małżeństwa Elżbiety i Filipa.
Bez wątpienia można uznać I sezon za udany, czego potwierdzeniem jest nagrodzenie The Crown Złotym Globem. Z pewną niechęcią rozstałam się z jego bohaterami, mając nadzieję, że rozłąka ta nie będzie długa i faktycznie, jeszcze w tym roku doczekamy się kontynuacji. A o niej myśląc w perspektywie wieloletniego projektu i biorąc pod uwagę wiek monarchini, trudno jest się powstrzymać od refleksji, jak bardzo królowa wpłynie na scenariusz ostatniego zaplanowanego sezonu. Tymczasem ci, którzy równie niecierpliwie czekają na II sezon, mogą pozostały czas wypełnić poznawaniem praprababci Elżbiety, czyli oglądaniem bieżącego serialu Wiktoria.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *