Reżyseria: Sam Mendes
Jest to adaptacja książki Richarda Yatesa pod tym samym tytułem. April i Franka są młodym małżeństwem z dwójką dzieci, mieszkającym na przedmieściach Connecticut w uroczym domku. Frank pracuje tak jak wcześniej jego ojciec w dobrze płatnej firmie 'Knoss’, lecz tej pracy nienawidzi. April jest gospodynią domową i trudno jej się pogodzić z stratą szansy na zrobienie kariery aktorskiej. Pewnego dnia postanawiają „odżyć” wyjeżdżając na stałe do Paryża. Jednak zanim do tego wyjazdu dojdzie, ma miejsce kilka zdarzeń, które coraz bardziej niszczą ich małżeństwo, a przez to szanse na wyjazd do Europy maleją.
Zdecydowałam się jednak na obejrzenie tego wielokrotnie nagradzanego filmu, który miał także nominacje do Oscara. Niechętnie, bo nie przepadam za Leonardem DiCaprio, który tu wcielił się w główną rolę. Jednak grana przez niego postać, w porównaniu do postaci granej przez Kate Winslet, była na tyle znośna, że nawet zdobył moje uznanie (jako aktora i postać) i współczucie (jako postać). Film prezentuje nieszczęśliwe małżeństwo, które ugrząznięte w codziennym rodzinnym życiu nie wie co z sobą zrobić, to co miało cieszyć jest powodem do kłótni i płaczu. O ile Frank potrafił dać z tym radę, gorzej było z April, niespełniona zawodowo matka i żona. April potrzebowała i za wszelką cenę szukała drogi do szczęścia w poprawionym zachowaniu do męża, wyjeździe do Paryża, aż w końcu zrezygnowana nieoczekiwanymi skutkami, skończyła jak skończyła.Postać ta, moim zdaniem była rzeczywiście wymagająca interwencji psychiatry, bo jeśli nie była wariatką, to przynajmniej cierpiała na głęboką depresję. I tu zachowanie Franka, które czasami było za ostre i nie w porządku, ale przy takiej osobie… było godne podziwu, było widać, że mimo wszystko kocha swoją żonę. Zakończenie mnie mocno zaskoczyło, zwłaszcza, że zdążyłam mieć już kilka swoich wersji, bo mimo, że trwał niepełne 2h, dłużył się, ponieważ jakieś imponującej akcji nie miał. W sumie wciąż powtarzały się sytuacje i sceny, prowadzące do zdruzgocącego zakończenia.
Jak wspomniałam gra aktorska naprawdę była na wysokim poziomie. Nie pamiętam, żeby kiedyś tytuł filmu tak metaforycznie oddawał fabułę, jak w Drodze do szczęścia. Książki nie czytałam i raczej tego nie zrobię, bo mimo, że historia jest bardzo dobrze przemyślana, nie należy do moich ulubionych. I to wszystko wcale nie świadczy o tym, że film mi się podobał, bo szczerze mówiąc czasami się nudziłam i wyczekiwałam kiedy dojdzie do końca. Jest dobry, rozumiem te wszystkie nagrody, ale nie dokońca przypadł mi do gustu, może dlatego, że strasznie irytowała mnie postać i sztuczność April.
Z tego co pamiętam, to ja raczej April współczułem i ją podziwiałem, a nie Franka. Ale być może coś mi się pomyliło. W każdym razie całkiem pozytywne wrażenie na mnie wywarł. Przede wszystkim za sprawą reżyserii, to o czym wspomniałaś, że wszystko 'prowadzi do druzgocącego zakończenia’, dla mnie genialne. Z początkowej sielanki, wszystko zmieniło się w piekło. I wcale nie potrzeba mi tam akcji. U mnie ten film ma 7/10 i w sumie w chwili obecnej jest gdzieś w 10 najlepszych produkcji z tego roku :)Pozdrawiam,pawcio
moim zdaniem role świetne, przede wszystkim Kate Winslet, ale i Leo był znakomity. A film wzruszający i przejmujący.
Dokładnie, bardzo dobrze wyreżyserowany dramat. Może i ciuteńkę wtórny, ale co tam. Ważne, że podziałał na mnie emocjonalnie , a to w kinie lubię i doceniam. No i Wislet na Oscara!pozdrawiam 🙂
Ło Boże widzę, że mam ogromne zaległości. Wybacz, ale naprawdę nie miałam kiedy odwiedzać inne blogi. Teraz mam chwilę czasu, to może chociaż te milion recenzji u Ciebie skomentuje ;-DDroga do szczęścia to film dość… ciekawy. Jak dla mnie był dość trudny w odbiorze, ponieważ trochę mnie nudził, ale i tak wytrwałam do końca. Muszę się po prostu przełamać do tego typu filmów. Nie mniej jednak bardzo mi się podobał. Wzruszał mnie bardzo, no i znowu można było zobaczyć rewelacyjny duet Winslet & DiCaprio.powodzenia w konkursieBuziaki ;**