Tatarak

  Reżyseria: Andrzej Wajda

Główna bohaterka Marta (Krystyna Janda) jest schorowaną żoną doktora, która sobie przypomina czym jest młodość. Poznaje dwudziestoletniego chłopaka, z którym odkrywa fizyczną fascynację podczas spotkań nad rzeką. Kiedy podczas kąpieli w rzece, chłopak ginie, powracają jej myśli i uczucia z jakimi miała do zmierzenia, kiedy jej dzieci poszli do powstania. Historia ta przeplata się z historią aktorki grającej Martę, która opowiada o swoich osobistych przeżyciach związanych ze śmiercią jej męża.

Skorzystałam z tego, że w niedzielny wieczór telewizja emitowała Tatarak, mając nadzieję na dobry seans, bo w końcu jest to film Wajdy. Wiedziałam, że nie będzie za wesoło, ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak tragicznie. Film jest bardzo smutny, podczas monologów Krystyny Jandy nie raz chciało się rozpłakać. Historia przygnębiająca, jedna z wielu z jakimi zmierzają się ludzie. Moje serdeczne współczucia dla pani Krystyny. Ale co więcej można wynieść z filmu? Historia fikcyjna jest dla mnie jakimś nieporozumieniem. Marta jest chora na raka płuc, ale o tym nie wie, wciąż opłakuje dzieci i poznaje chłopaka. Zastanawiałam się czy chciała go zaadoptować czy poderwać. Okazuje się, że to drugie. No ok, przychodzi do niej po obiecaną książkę, której w końcu nie bierze i są umówieni następnego dnia nad rzeką. Spotykają się i spodziewam się, że rozwinie się romans. Ona się do niego przytula, on zdziwiony jej zachowaniem, ale przystaje na to i zaczyna ją całować, ta nagle się opamiętuje i jest zdziwiona jego zachowaniem, a ten na głupiego całuje ją dalej, tak dla zabawy. Płynie po zielsko, za drugim razem topi się. Tyle było ich romansu. W między czasie Marta, a może Janda biegnie na most i cała mokra jedzie samochodem, którego kierowca prosi ją o autograf. Równocześnie pojawia się operatorska ekipa filmowa, która chyba chciała ratować topielca, a zarazem wracamy do sceny, kiedy Marta próbuje ratować, i przybiegają dwaj chłopcy, którzy wyciągają topielca. Nie będę komentować ich udzielenia I pomocy, bo to jest czysta masakra, zero odpowiedzialności, po wyjęciu go na brzeg uciekają i zostaje Marta z tym chłopakiem. Żeby mu jeszcze sztuczne oddychanie robiła… może z powodu raka płuc tego nie zrobiła, ale ona nie wiedziała, że jest aż tak chora… trzęsie nim i wkrótce przytula się do jego martwego ciała. Co za paranoja. A i zapomniałabym, na tym kończy się film. Trwa lekko ponad godzinę. I ja się pytam co to ma być? Bez monologów Jandy film trwałby o połowę krócej. Jaka jest tu fabuła? Mowa o śmierci, ok. Ale przeczytałam na ulotce, że Wajda w tym filmie ukazuje wielowymiarowość. Faktycznie, ten film ma tyle wymiarów… dla mnie żadnego.

Dla mnie to jakieś nieporozumienie. Usprawiedliwienie na to, że taki wielki reżyser zrobił taki gniot, jest takie, że Wajda jest już naprawdę stary i zaczyna szwankować. Śmiem stwierdzić, że Katyń był ostatnim jego bardzo dobrym filmem. Następnych lepiej niech nie tworzy.

Ocena: 2/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *