Reżyseria: Chris Weitz, Paul Weitz
Will jest 40-letnim kawalerem, który nie pracuje (utrzymuje się z pieniędzy za piosenkę jego ojca) i nie lubi dzieci. Kiedy odkrywa jakimi to wspaniałym partnerkami mogą być samotne matki, zapisuje się do stowarzyszenia samotnych rodziców i wymyśla, że ma dwuletniego synka Neda. Podczas pikniku z organizatorką tego stowarzyszenia poznaje 12-letniego Marcusa, który jest pośmiewiskiem w szkole i ma problemy z matką. Odtąd Will chcąc nie chcąc zostaje włączony do grupy osób, z którymi nigdy dotąd nie przyszło mu żyć.
Byłam zaskoczona, że reżyserem tego komediodramatu jest Chris Weitz, reżyser niedawno recenzowanego Złotego Kompasu i Księżyca w nowiu. Jeśli chodzi o adaptację książki Nicka Hornby’ego to pierwowzór czytałam niedawno i różnice pomiędzy tekstem a filmem mogę wyłapać. I to dość kluczowe. Np. Marcus poznał Ellie przy gabinecie dyrektora, u którego wylądował z powodu kradzieży jego adidasów i Ellie nie musiała mu przedstawiać swojego imienia. Ponadto wątek z jej koszulką w filmie zupełnie został wyrzucony. Kolejną różnicą był zawód Rachel, w książce nie była ona artystką tylko psychologiem co zmieniało sytuację rozmowy Willa z Fioną.
O ile Hugh Grant był genialny w tej roli (tzn. ogólnie rzecz biorąc jest beznadziejnym aktorem, ale beznadziejność w tym filmie się wyróżniała), jak czytałam książkę to wiedziałam, że to rola dla Granta, o tyle postać Fiony była gorsza niż sobie wyobrażałam. Marcusa też sobie inaczej wyobrażałam, pomimo, że moja książka ma okładkę filmową. Tak jak pisałam przy recenzji książki, jest to komedia, bo niektóre sceny, zachowania teksty śmieszą. A tak naprawdę pod tym kryje się dramat. Matka niedoszła samobójczyni i w takim razie jaki ma być syn, którego ojciec żyje z inną kobietą? Wbrew pozorom dramatycznym bohaterem jest też Will, który właściwie jest próżnym facetem, który nie pracuje, beztrosko żyje na pieniądzach po ojcu stąd też nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności, nie ma obowiązków. Powiem szczerze, że nie chciałabym takiego faceta, który mając na karku 40-stkę nigdy nie pracował. To nie chodzi o pieniądze, lecz o zajęcie się czymś, o samorealizację. Will jest po prostu nudnym człowiekiem.
Film mi się podobał, problem mniej więcej jest podobny do tego w Nianii w Nowym Jorku, tylko, że tam film jest bardziej przesłodzony niż książka, przez to film nie jest już takim dramatem. Tu zachowała się równowaga, może dlatego, że w książce też zakończenie jest pozytywne.
Ocena: 7/10
Lubię ten film, a Grant mi się w nim podobał. Chyba, jak mało kto nadawał się do tej roli. Film idzie swoim (może nie za szybkim), ale dla mnie wystarczającym tempem, ma kilka udanych momentów, a poza tym uwielbiam Nicka Hornby’ego, jego żywe dialogi i umiejętność ciekawego opisywania rzeczywistości 🙂 Pozdrawiam, http://www.lola-king.blog.onet.pl ;]