Reżyseria: Allen Coulter
Tyler (Robert Pattinson) jest zbuntowanym chłopakiem, którego rodzice się rozwodzą, brat w wieku 22 lat popełnił samobójstwo, a siostra nie czuje się kochana przez rodziców, a staje się też kozłem ofiarnym w szkole. Kiedyś wdaje się w bójkę z policjantem, co kończy się aresztem, z którego wybawia jego ojciec. Za pomocą współlokatora Aidana poznaje córkę tego policjanta – Ally (Emille de Ravin). Ma być to obiektem do zemsty, wkrótce jednak zapomina o jej porzuceniu, bo zaczyna łączyć ich poważne uczucie. Jednak nie wszystko może się skończyć szczęśliwie.
Film, który dał mi powód by raz na jakiś czas pójść do kina. I nie żałuję wydanej kasy, bo naprawdę wbrew obawom jest to głęboki, poruszający dramat. Wstrząsa widzem właściwie od pierwszej odważnej sceny, która początkowa mogłaby się wydać nie potrzebna, to jednak z biegiem czasu zdajemy sobie sprawę, że to była scena przygotowująca do tego co nastąpi potem, mimo, że różnica czasu pomiędzy nimi wynosi 10 lat. Mamy tu do czynienia z emocjami od A do Z. Począwszy od tragedii, jaką było zabójstwo matki Ally i samobójstwo brata Tylera, przez dramat rozwodzących się rodziców i przez to zaniedbanej przez nich córki, Carolaine, która może liczyć tylko na wsparcie brata. Podobna sytuacja była w Niani w Nowym Jorku (w wersji książkowej jest to bardziej dramatycznie przedstawione). A zarazem mamy też do czynienia z buntowanym młodzieńcem, który wdaje się w bójki z policjantem,a potem zamierza zemścić się za pomocą jego córki. No i miłość, pełna radości, czułości i namiętności i buntu. A wszystko to w tle śmierci, wiecznej miłości, melancholii, którą główny bohater wylewa na kartki zeszytu, mając nadzieję, że w ten sposób wypełni pustkę w jego życiu.
Przy tym się śmiałam, bo kilka fajnych tekstów było między młodymi bohaterami i dzięki temu zachowałam równowagę uczuć, przez co przy niektórych scenach nie doszło do płaczu, bo muszę przyznać, że zakończenie mocno mnie zaskoczyło. A zarazem uzasadniło wstawienie wysokiej oceny produkcji, bo to tak naprawdę finisz przekonał mnie o swojej głębii, wartości życia i nagłej pustce, której nie wiadomo czym zapełnić.
Obejrzałam, bo w wkurzały mnie recenzje kolegi, który stale usiłował pokazać jak marnie idzie Pattinsonowi zmienić swój idealny wizerunek, który uzyskał jak grał Edwarda. Wszak gra inną postać, jakże różną od wampira, swoim buntem. Nie mniej jednak, jak bardzo może zerwać swój wizerunek Edwarda, grając znowu główną rolę w filmie o miłości? Widziałam jego inne role, które zagrał lepiej lub gorzej, ale wcielił się w inną postać, dlatego dla mnie skojarzenia odnośnie Pattinsona nigdy nie będą się ograniczały do rola wampira, bo widzę w nim również szalonego i zbuntowanego artystę jak i kalekiego i nawiedzonego lotnika, który żyje nieszczęśliwą miłością. Muszę się przyznać, że się obawiałam mojej reakcji wobec partnerki Pattinsona w tym filmie, która nie była jak można było się przywyknąć Stewart tylko de Ravin. I zupełnie niepotrzebnie, zupełnie inna rola, więc i do tej roli pasuje zupełnie inna partnerka. Bardzo pasowali do siebie, zresztą sporo powodów do śmiechu zawdzięczam wdzięku tej aktorki i postaci przez niej granej.
Naprawdę bardzo dobry melodramat, który za cel postawił przedstawienie czegoś głębszego niż sprostanie płytkim oczekiwaniom zakochanych nastolatek. Jestem bardzo mile zaskoczona.
Ocena: 8,5/10
widzę, że polecasz. chce ten film zobaczyć ze względu na Pattinsona. jestem ciekaw czy ma coś więcej zaoferowania poza Edwardem ze Zmierzchu. obejrzę, dowiem się ;). pozdrawiam [teraz-kino]
Uwierz, moje zaskoczenie Pattinsonem i jak zwykle zachwyt Brosnanem przegięły. Nie spodziewałam się takiego filmu. Także miłe zaskoczenie.