Reżyseria: Javier Fesser
14-letnia Camino (Nerea Camacho) jest wychowywana przez matkę, fanatyczkę religijną, która należy do Opus Dei. Dziewczynka marzy o grze w teatrze, ale zaczyna cierpieć na potworne bóle w szyi. Lekarze wykrywają u niej nowotwora, co kończy się z jej swobodą ruchów, odtąd miesiące spędza w szpitalach, gdzie jest poddawana kilku operacjom. Matka (Lola Casamayor) nie zważa na jej poczucie samotności, każe Caminie się modlić i dziękować Bogu za swój los. Ojciec (Mariano Venancio) nie zgadza się z podejściem swojej żony i próbuje wyrwać córkę spod wpływu matki.
Wzruszający dramat, który poza łzami wywołuje złość, żal i poczucie bezradności, a także w pewnych momentach śmiech i radość. Z fanatyzmem religijnym u bohaterów w filmie i literaturze spotkałam się nie raz. Dla przykładu podam najstarszą ekranizację powieści Stephena Kinga Carie. Może nie zaczęłam oglądać ten film od początkowych napisów, bo szczerze mówiąc w ogóle nie planowałam, że przed zakończeniem I semestru obejrzę jakikolwiek film, to jednak byłam świadkiem przemiany sytuacji w rodzinie Camino. Zaintrygowana dalszym ciągiem historii usiadłam i obejrzałam do końca. Trudno było mi się oderwać od tej fascynującej historii. Obserwowałam bohaterów będących członkami Opus Dei i się zastanawiałam jak można ślepo żyć według zasad ustanowionych przez ludzi duchownych, którzy twierdzą, że to się spodoba Bogu. Nie mam zamiaru polemizować na ten temat, bo jak jest naprawdę z tym Bogiem nie wie nikt. Chodzi mi o to, że tym ludziom brakuje ludzkości. Matka dziewczyny w końcu się wyłamała przy agonii dziewczynki, jednak ksiądz dalej namawiał do pełnego powierzenia się Bogu. Ojciec natomiast został właściwie wyklęty, o czym świadczy scena z oderwaniem krzyża z trumny ojca i przybiciem go do trumny dziewczynki, która ostatecznie jest z dwoma krzyżami. Totalna małostkowość objawia się u tych ludzi.
Camino, która została świętą przez wielką miłość do Jesusa, chłopaka, który grał księcia w Kopciuszku. Przez ludzi zewnątrz była odbierana jako wielka miłość do Syna Bożego. Nie można jednak wykluczyć braku głębokiej wiary w Boga u Caminy, gdyż nie modliła się o swoje zdrowie i włosy na głowie, ale o list od znajomych ze szkoły.
Film jest pięknie zrealizowany, wręcz bajkowo (sceny w śnie i w niebie), co daje powód do nadziei i uśmiechu. Cudowna postać grana przez Nereę Camacho, prześliczną dziewczynę, która wzbudzała tyle sympatii. I zaskakujący epilog mówiący o tym, że historia jest oparta na faktach. Strona poświęcona Aleksji http://www.alexiagb.pl/matka_o_aleksji.html .
Ocena: 9/10
Film Camino to raczej nie moje klimaty, aczkolwiek bardzo ciekawie napisałaś ta recenzję. Szczerze się przyznam, że nie czytałam reszty, ale masz ich tyle w swoim dorobku, że musiałabym na to poświęcić przynajmniej 2 dni. Życzę powodzenia w dalszym ocenianiu filmów!seance.blog.onet.pl 🙂