Vincent i Theo

 Reżyseria: Robert Altman

Film biograficzny o braciach Van Gogh. Starszy z nich to Vincent, który po nieudanej karierze kaznodziei odkrywa swoją pasję do rysunku i malarstwa. Amatorowi jest bardzo trudno wybić się w tej dziedzinie i wyrównać paryskim artystom, ale dzięki pensji otrzymywanej od Theo, może swojej pasji poświęcić całe życie. Theo natomiast jest handlarzem obrazów, ma na swoim koncie wiele osiągnięć, dzięki temu ma szanse na prowadzenie własnej galerii.
Biografię obejrzałam w międzyczasie czytania Pasji życia Irvinga Stone’a. I choć na podstawie książki powstał inny film, pod tym samym tytułem, życie Vincenta było jedne i oba dzieła mogę porównać pod kątem biograficznym, a nie adaptacji. Poprzez ten film jeszcze bardziej przekonałam się, że Vincent to żaden geniusz, to osoba chora umysłowa, która chciała być za wszelkim sposobem wielkim znanym malarzem i trzeba przyznać, że to mu się udało. Jak pisałam w recenzji wyżej wspomnianej książki, Vincent najbardziej tracił w moich oczach właśnie przez relacje z bratem. Żeby młodsze rodzeństwo utrzymywało starsze? Wstyd. Postać grana przez Tima Rotha, okazała się bardzo zamkniętą, a przez to nieprzewidywalną, bo wybuchową osobę. Zaskoczyła mnie postać Theo, a dokładniej jej zachowanie po śmierci Vincenta. Po prostu dwaj wariaci. Paul Rhys zagrał dość przekonująco. 
Film dobrze prezentował się pod kątem malarskim na prowincji w Arles. Widać było te jasne żółcie, ciepłe kolory, słoneczniki – wszystko to co charakteryzuje ostatnią fazę malarstwa Vincenta. Poza tym to brakowało mi ducha tego filmu, tak charakterystycznego dla biografii wielkich ludzi. Jednakże co wzniosłego może być w historii o nędznym życiu biednego malarza?
Ocena: 7,5/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *