Reżyseria: Baz Luhrmann
Akcja rozgrywa się w fikcyjnym miasteczku Verona Beach na Florydzie u schyłku XX wieku. Rozpoczyna się na stacji benzynowej, gdzie dochodzi do strzelaniny między zwalczającymi się gangami, związanymi z dwoma najważniejszymi rodzinami w mieście: Kapuletów i Montekich. Na tym tle rozwija się wątek miłości dwojga młodych ludzi. (filmweb)
Jako przykład swobodnej adaptacji filmowej dramatu Szekspira do prezentacji maturalnej wybrałam Romeo i Julię Luhrmanna. Przyznam się, że spodziewałam się naprawdę luźnej adaptacji, czyli fabuła będzie przypominała tragedię miłosną, a nie, że będzie się opierać na słowach Szekspira. Jak zwykle bywa przy takich adaptacjach, gdzie akcja zostaje osadzona we współczesne realia, tekst nie zawsze dobrze ma się do obrazu, więc scenarzysta dopisuje jeszcze swoje dialogi. Powstaje to czego nie lubię, brak konsekwencji. Albo trzymamy się wiernego tekstu pierwowzoru albo zmieniamy go w całości używając współczesnego języka, ale pozostawiając sens wypowiedzi. Podobny problem był w Makbecie.
Jeśli chodzi o obraz, to od samego początku byłam rozczarowana. Żadna romantyczna komedia, tylko sensacja i film akcji. Z przyjaciółką wiedziałyśmy, że na wzruszające sceny nie ma co liczyć. Kolejne sceny tylko pogłębiały wariactwo tej adaptacji. Moja mama zaczęła się obawiać jaką wiedzę o tym dramacie wyniosę z lektury i tylko prosiła bym na maturze nie zaczęła gadać, że Romeo był naćpany, Julia miała skrzydła i tańczyła z kosmonautą, a jej matka była Kleopatra, natomiast Merkucjo był transwestytą i Romeo zanim zobaczył martwą Julię miał zakładnika. Mówiąc krótko bohaterowie są porąbani. Kara wygnania jest dla mnie mało nowoczesna, ale to chyba jedyna rzecz jaka poza tekstem nie pasowała do współczesnych realiów.
Podobała mi się gra aktorska głównych postaci, choć na Leonarda DiCaprio i tak patrzeć nie mogłam (przeciwieństwo mojego typu), ale zagrał przyzwoicie poza sceną nad ciałem Julii. W ogóle ta scena była najbardziej emocjonująca. Czemu nigdy się nie udaje? Zawsze mam nadzieję, że Romeo jednak zdąży się dowiedzieć o prawdzie. Podobała mi się też scenografia, a konkretnie malowniczy taras Julii z basenem. Natomiast było wiele elementów świadczących o parodii. Przerysowana była postać matki Julii, natomiast wyjątkowo normalna była niania Julii. Ona szczególnie zwyczajnie wypada na tle niani z adaptacji 1968 roku. Tamta to była gaduła i wariatka.
Reasumując film mnie rozczarował, okazał się kompletną wariacją na temat dramatu o najtragiczniejszej miłości w literaturze. Twórcy zaszaleli i nie wyszło im to najlepiej. Brak zdecydowania, albo idziemy totalnie na luz, albo jesteśmy wierni pierwowzorowi.
Ocena: 5/10
Ten film jakoś nie bardzo przypadł mi do gustu. Wolę „Romeo i Julię” bez tej próby uwspółcześnienia. Zapraszam do mnie http://time-to-reading.blog.onet.pl/
Zdecydowanie i stuprocentowo zgadzam się z Twoją opinią i refleksją. (cyt): „albo idziemy totalnie na luz, albo jesteśmy wierni pierwowzorowi.” Myślę, że mogłabyś pisać bardzo dobre recenzje, jednak Twój język mógłby być bardziej wyszukany i nie podwórkowy, np.: „bohaterowie są porąbani”, „tamta to była gaduła i wariatka”
Ale i tak wykorzystuję tę recenzję jako literaturę przedmiotu w pracy maturalnej, o kwestii, czy ekranizacja filmowa odtwarza czy przetwarza dzieło literackie.
Dziękuję 🙂
Słuszna uwaga odnośnie języka. Aż sama nie wiem, dlaczego się nie powstrzymałam i nie wyszukałam odpowiedniejszych słów. Na maturze takimi zwrotami się nie posługiwałam (bo też o tym filmie mówiłam). Powodzenia na egzaminie!