Północ Południe

  Reżyseria: Brian Perival

Margaret Hale mieszka wraz z rodzicami w rolniczej wsi na południu Anglii. Jednak kiedy jej ojciec rezygnuje ze stanowiska pastora, przeprowadzają się do miasta. Wszyscy są zaskoczeni tym, co zastają w Milton, gdyż rewolucja przemysłowa zostawiła już swój ślad. Dla mieszkańców prowincji jest to szok, a Margaret od razu czuje ogromną niechęć do nie tylko do samego miasta, ale też do jego mieszkańców. Nic więc dziwnego, że nie darzy sympatią właściciela zakładu bawełnianego Johna Thorntona, którego poznaje wkrótce po przybyciu do Milton. (filmweb)
Krótko po przeczytaniu powieści Elisabeth Gaskell chciałam obejrzeć ekranizację. Tak więc wczorajszy wieczór, a właściwie północ spędziłam na oglądaniu czterech odcinków Północ Południe, licząc na to, że skoro to serial, mogę liczyć na dokładniejsze odzwierciedlenie powieści niż w pełnometrażowym, kinowym filmie. Niestety, nie wiem czy to był dobry pomysł by tuż po lekturze patrzeć na adaptację. Różnice w fabule bardziej są wychwytywane. Z drugiej strony, po jakimś czasie, kiedy pamięć może zawodzić, możemy poczuć się niepewni, czy faktycznie tak to było, czy pamięć nas nie myli. Moim dodatkowym problemem dla znalezienia przyczyny tej różnicy jest fakt, że książka została przetłumaczona na język polski dopiero w 2011 roku, w dodatku w dwóch wersjach, natomiast serial powstał w 2004 roku. Gdyby to były tylko kwestie wypowiadane przez bohaterów, które w serialu nie pokrywały się z literackim pierwowzorem to sprawa jest oczywista – inne tłumaczenie. Ale kiedy dochodzi do różnych sytuacji, w wyniku których zmieniają się relacje między bohaterami, jakie mają miejsce w powieści, to już jest poważniejsza sprawa. Bez znajomości oryginału nie jestem w stanie ocenić ile wątków zostało pominiętych, a ile okoliczności zmienionych. Nie będę jednak ukrywać faktu, że jestem z tego powodu rozczarowana. Czterogodzinny seans i jeszcze mało. 
Sam miniserial nie jest złą produkcją. Wyłączając konteksty dotyczące pierwowzoru, sam broni się całkiem nieźle. Aktorzy tak dobrze grają, że trudno nie poczuć sentymentu do każdego z nich, chociaż część z nich odbiegało od pierwotnych wyobrażeń. Najbardziej spodobał mi się pan Thornton, co było z pewnością do przewidzenia, grany przez Richarda Amirtage’a stał się postacią porównywalną do słynnego pana Darcy’ego z Dumy i uprzedzenia. Czarna postać pod którą kryje się wrażliwe serduszko tętniące uczuciem do niedostępnej damy. Uwielbiam takie. Z nie mniejszą fascynacją patrzyłam na panią Thornton, matkę fabrykanta, która pomimo sztywnych zasad jest postacią, którą można polubić. Sinead Cusack była w tej roli urocza. Natomiast nie mogłam oswoić się z Margaret, graną przez Danielę Denby-Ashe. Jej wizerunek całkiem nie pasował do mojego wyobrażenia, choć była dobrą dziewczynką, potrafiła swą wrażliwością w ostatniej scenie irytować. Co nie przeszkodziło w żarze uczuć, jaką ta scena emanuje (w końcu!). Mogłabym tak wymieniać po kolei postacie i pisać o tym jak mnie zauroczyły na ten czy tamten sposób. Powiem tyle, że dzięki takiej grze aktorskiej seans był dla mnie prawdziwą przyjemnością, którą podkreślała przepiękna muzyka Martina Phippsa i scenografia oddająca różnicę między sielankowym Helston a brudnym Milton.
Reasumując miniserial warto obejrzeć, mimo licznych nieścisłości z pierwowzorem. Szczególnie polecam miłośnikom filmów kostiumowych i adaptacji powieści Jane Austen.
Ocena: 8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *