Należę do tych osób, które mają ogromny problem, by zmobilizować się do nauki języków. Co jakiś czas się zrywam, mając nadzieję dokształcić się w już poznanych językach, po jakimś czasie zapał opada. Wciąż szukam metody, która sprawi, że będę miała przynajmniej regularny kontakt z językiem. I chyba najlepszym sposobem jest czytanie w tym języku. Dotąd czytałam artykuły z magazynów językowych Colorful Media oraz podczytuję obcojęzyczne komiksy (nie wspominając o artykułach naukowych – co robię jakby z konieczności).
Wczoraj i dzisiaj przyszło mi się zmierzyć z dwujęzyczną książką, stanowiącą adaptację klasyki literatury. Takie wydania powstają już od dawna, pewnie w domu znalazłabym kilka podobnych książeczek, ale bezpośrednio z taką formą szkolenia języka zetknęłam się po raz pierwszy. A to za sprawą kolejnej serii wydawniczej „Czytamy w oryginale”, która oferuje dwujęzyczne adaptacje literatury przeznaczone do nauki języka angielskiego. Co dwa tygodnie w kioskach będzie pojawiać się nowy tom.
W pierwszym tomie zaprezentowano Przygody Sherlocka Holmesa, dzięki czemu w końcu miałam okazję zapoznać się z postaciami najsłynniejszego detektywa oraz jego przyjaciela dra Watsona. Z ciekawości zajrzę po pełną wersję książki, ponieważ ciekawa jestem, jak przebiegł proces adaptacyjny. Na pewno doszło do uproszczeń, aby język był zrozumiały dla czytelników na poziomie średnio zaawansowanym oraz prosty do opanowania dla początkujących, którzy mogą wspomagać się polskim tłumaczeniem na sąsiedniej stronie.
Przyznam się, że trochę obawiałam się takiego układu książki, gdzie polska strona zbyt mocno przyciągałaby mój wzrok. W gruncie rzeczy jednak jest to bardzo wygodne, gdy szybko chce się szybko znaleźć tłumaczenie jakiegoś wyrażenia. Choć początkowo poziom opowiadań mnie rozczarowywał, bo wydawały się strasznie proste i banalne, jakby to była literatura dla dzieci, to później przywykłam i skupiłam się na tym, co najważniejsze, na rozumieniu języka, a nie ocenianiu walorów literackich. Zmieniłam też podejście do powtarzalnych motywów w opowiadaniach, bo kiedy po raz kolejny opowiadanie dotyczyło hydraulika albo złego ojczyma, co morduje pasierbice, zastanawiałam się, czy naprawdę nie ma innych ciekawych postaci? Doceniłam to, gdy uświadomiłam sobie, że powtarzające się wyrazy pozwalają utrwalić nowe słownictwo.
Książka realizuje swoje cele edukacyjne i to nie tylko na poziomie językowym, ale też kulturowym. Seria „Czytamy w oryginale” jest dobrą okazją do tego, by nadrobić zaległości w czytaniu klasyki i to w jej ojczystym języku. W kolejnym numerze, który ukaże się już jutro (2 maja), będzie Rozważna i romantyczna Jane Austen. Tu powieść i jej liczne ekranizacje znam, więc jestem ciekawa, jak ta historia zostanie zaadaptowana na cele edukacyjne oraz czy znajomość opowieści ułatwia rozumienie w oryginale.
I na koniec mam takie jedno życzenie (a że niejednokrotnie się przekonałam, że życzenia tu zapisane po jakimś czasie się spełniają, to pozwolę je wyrazić). Bardzo chciałabym, aby powstały podobne serie, które będą uczyć innych języków, np. niemieckiego i francuskiego, a przy okazji przybliżała klasykę innych narodów. Z tego, co zdążyłam zaobserwować, to chyba takich wydań jeszcze nie ma (a jeśli się mylę, to proszę o namiary). Wydaje mi się, że pod tym względem francuska literatura ma szczególnie dużo do zaoferowania.
P.S.1. Gdyby ktoś chciał więcej wynieść z lektury Przygód Sherlocka Holmesa, może zajrzeć do Sandry Winiarskiej, która przygotowała specjalne ćwiczenia do tej książki.
P.S.2. Prenumeratę można zamówić tutaj.
Życzę przyjemnej nauki! To chyba najlepszy sposób.
Czytanie w oryginale to na pewno świetny sposób, żeby utrzymać kontakt z językiem. Warto próbować czytania bez sprawdzania słówek i wyrażeń, samodzielnie domyślając się sensu z kontekstu. Trzymam kciuki, żeby udawało Ci się czytać regularnie, a z czasem rozsmakować w obcojęzycznej klasyce.
Mam nadzieję, że nabiorę systematyczności, choć patrząc po moich próbach z czytaniem komiksów w oryginale (po 3 miesiącach zwróciłam je do biblioteki niemal nieruszone), to czarno to widzę. Za to udało mi się znaleźć niemiecką wersję adaptacji klasyki, więc jest szansa, że się przekonam! 🙂