Normalna rodzina (Białe płatki, złoty środek – Paweł Piotr Reszka)

Paweł Piotr Reszka dał się poznać szerszemu gronu jako bardzo dobry reporter przez nominowane do Nike i nagrodzone Nagrodą im. Kapuścińskiego Płuczki. O tegorocznym zbiorze reportaży, zwanych też historiami rodzinnymi już jest głośno i myślę, że użytkownicy FB śledzący wydarzenia literackie nieraz natknęli się na transmisję spotkania z Reszką – kolejne właśnie trwa, kiedy piszę ten tekst. Dodam jeszcze, że część historii zgromadzona w tym tomie jest czytelnikom znana z „Dużego Formatu”. Dlatego myślę, że nie muszę szczególnie przybliżać tej książki, tym bardziej że wielu recenzentów uczyniło to przede mną.

Białe płatki, złoty środek to przekrój polskiego społeczeństwa, przy czym zastanowiłabym się, czy rzeczywiście przypadki (wcale niewyjątkowe, niepojedyncze, choć wstrząsające), o których pisze Reszka to kwestia polskiej mentalności? Bo nie wierzę, że w innych państwach tego nie ma. Może inne rządy lepiej radzą sobie z problemem przemocy, opieką społeczną i medyczną, troską o bezpieczeństwo dzieci (choć to, jak widać choćby w Szwecji, prowadzi do innych nadużyć), ale samobójstwa wśród dzieci i młodzieży, alkoholizm, mężowska tyrania, dzieciobójstwo… To w różnej skali rozgrywa się na całej kuli. Jakkolwiek fakt, że bohaterami Białych płatków… są polskie dzieci, żony, mężowie, sąsiedzi, dziadkowie i czytam o ich przeżyciach i tragediach, pozwala stwierdzić, że dostajemy portret polskiej rodziny, o tyle mam wrażenie, że wraz z tym wybrzmiewa założenie, że to są dramaty typowo polskie, jakby tylko nasze społeczeństwo z tym się zmagało. A to z kolei zasłania uniwersalizm tych historii. Zamiast uruchomienia wrażliwości na ludzkie dramaty, refleksji nad ich genezą i możliwymi sposobami zapobiegania temu i wsparcia, obserwuję w odbiorze tych historii prostą klasyfikację: „polactwo”, niezaradność czy porażka systemu. Czyli coś, co „lubimy” wszędzie dostrzegać i w tym wypadku reakcja na reportaż niewiele różni się od komentarzy pod codziennymi artykułami opowiadającymi o wypadkach i tragediach.

Można zapytać, jaki cel kryje się w zapisywaniu tych historii? Wszak Reszka nie stawia diagnozy, żadnych tez, lecz oszczędnie odnotowuje fakty oraz ogląd na sprawę bezpośrednio zainteresowanych. By nami wstrząsnąć? Pograć na nerwach, pozostawić nas z uczuciem bezsilności? Tylko czy za tymi emocjami, które w nas niewątpliwie te opowieści wzbudzają, kryje się jakaś refleksja? Bo nie jest sztuką napisać o czyjeś tragedii i zbierać peany, jaka to dobra rzecz, bo wstrząsa. Ale co wstrząsa? Reportaż czy sama historia? Czy zbiór wstrząsających historii czyni książkę znakomitą? Bo słuchając opinii o literaturze faktu (przy fikcji zdarza się to rzadziej), odnoszę wrażenie, że jest to popularne kryterium, zaraz obok „ważności” poruszonego tematu, który nie pozwala na krytykę samego dzieła. A należy zaznaczyć, że w przypadku historii rodzinnych nie możemy powiedzieć, że autor odkrywa przed nami jakieś nieznane czy mało znane dzieje – jak to miało miejsce w Płuczkach, proceder grabieży żydowskich grobów, a szczególnie jego skala, dotąd był prawie nieznany. Możemy podziwiać psychiczną kondycję autora, który zdołał udźwignąć ciężar historii, porozmawiać ze sprawcami bez noża w ręku… itd. Wysiłek włożony w napisanie tych tekstów jest ogromny, ale czy to wystarczy, by uznać, że Białe płatki, złoty środek są znakomitą książką? Bo może wystarczy po prostu uznać sprawność warsztatową reportera?

Niestety nie mam również poczucia, że to pozycja ważna, bo nie wierzę (a w tym utwierdzają mnie reakcje, o których wyżej wspomniałam), że sprowokuje ona do konstruktywnych dyskusji o kondycji polskiego społeczeństwa oraz systemu, który często zawodzi. Pokazuje to, co dobrze wiemy, choć czasami udajemy, że to się nie dzieje, że to dotyczy tylko marginesu, wypieramy ze świadomości skalę tych, wydawałoby się patologicznych, a z książki wynika, że typowych dla normalnej rodziny zachowań. Pokazuje to, co w praktyce pozwala przynajmniej części z nas poczuć się lepszymi, bardziej zaradnymi życiowo i co pozwala wytyczyć wyraźną granicę między „my” i „oni”. Bo to bardzo wygodne widzieć coś niewłaściwego w cudzym życiu, nie dostrzegając brudów we własnym.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *