Pasja życia

  Autor: Irving Stone

Przyjemne jest to uczucie, kiedy książki, które chciało się kiedyś przeczytać, ale z różnych przyczyn, trzeba było to odłożyć na później, okazały się być teraz pierwszorzędnymi i koniecznymi lekturami. Tak było z Pasją życia, o której usłyszałam kiedyś od koleżanki i wiedziałam, że kiedyś wpadnę do biblioteki i ją wypożyczę, ale kiedy nie będę miała nic ważniejszego do przeczytania. Przyszedł czas pracy dyplomowej i zgodnie z moim tematem musiałam wcielić się w Van Gogha. Trudno być kimś kogo się nie zna. Suche biografie nie pomogą zbytnio, gdyż po nich nie wiele zostaje w głowie. Zdecydowanie owocniejszą lekturą będzie fabularyzowana biografia, do której oczywiście trzeba mieć minimalny dystans, ale czemu nie przyjąć wersji pisarza, która wydaje się być bardzo wiarygodna?

W książce Stone’a poznajemy młodego Vincenta van Gogha, który przygotowuje się do roli kaznodziei. Nie należy do zdolnych uczniów, przez to w seminarium ma sporo problemów, lecz mimo wszystko dąży do celu. Zostaje wysłany do ubogiego miasteczka, gdzie poznaje prawdziwe trudy życia, rezygnuje z wszelkich wygód, by pomóc mieszkańcom, a szczególnie rodzinom górników. W obrazach kopalnii i trudnych warunkach życia i pracy górnikó widzę duże podobieństwo do powieści Żeromskiego, a Vincent okazuje się być wcale nie gorszy od Tomasza Judyma. To w tym miejscu Vincent zaczął swoją przygodę ze sztuką od szkiców żon górników i samych robotników. Jego rysunki nie były może poprawne anatomicznie, ale miały charakter, który pozwalał określić kim są ludzie na rysunkach.

Czytając o trudnościach rysunkowych i malarskich van Gogha byłam totalnie zaskoczona i przestałam na malarza patrzeć jak na geniusza, ale zwykłego artystę, który odkrył pasję do malowania. Artystę, który nie miał talentu i szczęścia, ale miał pasję. Widziałam w nim siebie. I chociaż w większości kwestiach nie chciałabym być taka jak on, to poczułam pewną ulgę czy może nawet zwiększyłam wiarę w siebie. Powieść jest pełna rad mądrzejszych i mniej mądrzejszych ludzi, którzy znają się bardziej lub mniej na sztuce, ale bez względu na ich autora są wartościowe.

Nie mam czegoś takiego, że jakiegoś artystę uważam za bóstwo, ale są tacy, których podziwiam, budzą we mnie respekt. Jednak coraz częściej zdarza się tak, że kiedy ich poznaję bliżej przestają być dla mnie wielkimi ludźmi. Tak było np. z Leonardem, który okazał się nie być człowiekiem idealnym, ale mającym tak jak każdy przeciętny człowiek wiele wad, które nie potrafiłabym zaakceptować i momentalnie tracił w moich oczach (oczywiście niecałkowicie). W przypadku Vincenta raziła mnie jego nieporadność i życie na rachunku młodszego brata. Fakt faktem, że miał życie niepomyślne i ogólnie mówiąc pecha. I jestem skłonna zrozumieć jego artystyczną duszę, która nie potrafi żyć bez twórczości i jak prawdziwy artysta nie miał zahamowań aprzed zrujnowaniem się dla malarstwa, ale denerwował mnie swoim zachowaniem. Zachowywał się jak rozpieszczony bachor. W sumie dzisiaj nie mogę zrozumieć, dlaczego jego obrazy są tak cenne, kiedy faktycznie są nieudane? To co kiedyś uważałam za oryginalny styl artysty, dzisiaj uznaję za… może nie pacykarstwo, ale na pewno nie za wybitne dzieła. Dziwne, kiedy coś co się podziwiało przez całe życie, okazało się być czymś totalnie przeciętnym.

Gwoli wyjaśnienia to nie sama książka Irvinga Stone’a wywołała we mnie takie odczucia, ale także film Vincent i Theo. Powieść nie mniej jednak warta uwagi, mnie się bardzo spodobała i polecam ją wszystkim, którzy chcą o Vincencie wiedzieć coś więcej niż o obciętym uchu dla prostytutki czy kojarzyć go z innymi obrazami niż Słoneczniki.

Ocena: 5/6

3 thoughts on “Pasja życia

  1. Książka całkowicie nie w moim stylu,nie przepadam za takimi,więc jej nie przeczytam;);p Zapraszam Cię na mój blog z recenzjami książek;) {centerbook}

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *