Autor: Małgorzata Gutowska-Adamczyk
Długo wyczekiwałam na moment, kiedy ta książka, która weszła w moje posiadanie stanie się moją lekturą. Właśnie, gdyby była pożyczona, a nie własna, to z pewnością prędzej bym ją przeczytała. Ale ja przecież nie mam pisać o tym co działo się przed lekturą, ale w jej trakcie. Po przeczytaniu tyle pochlebnych opinii i fakcie, że wszystkie książki p. Gutowskiej-Adamczyk, jakie miałam dotąd okazję przeczytać, mnie się spodobały bardzo, Cukiernia pod Amorem była pewniakiem. I tu odważę się powiedzieć, że takie nastawienie jest błędem. Potem czytelnik oczekuje niewiadomo czego, a pisarz już nic poprawić nie może, by te nagłe czytelnicze oczekiwania na wyrost spełnić.
Jesteśmy w Gutowie, w cukierni pod Amorem, która słynie przepysznych jagodzianek. Na miejscu trwają wykopaliska archeologiczne, podczas których odkryto mumię oraz pierścień, który zaginął przed kilkoma laty w rodzinie Hryciów. Iga postanawia wgłębić się w dzieje rodziny, by rozwiązać tajemnice pierścienia i przede wszystkim go odzyskać. Równolegle zatem poznajemy dziewiętnastowieczne losy rodziny Zajezierskich, na tle epoki i wydarzeń historycznych.
Przyznam się szczerze, że spodziewałam się ściślejszego przeplotu współczesności z XIX-wiecznymi wydarzeniami. Liczyłam na to, że retrospekcje są przywoływane wspomnieniami umierającej babki czy działaniami Igi, która znajduje kolejne elementy układanki rozwiązujące rodzinną tajemnicę. A obie historie toczyły się równolegle i tak naprawdę do samego końca nie odkryłam co łączyły te wydarzenia z obecną niewiadomą. Dodam jeszcze, że o wiele przyjemniej i łatwiej czytałoby mi się XIX-wieczną sagę rodziny Zajezierskich, gdyby była ona pisana chronologicznie. Pod tym względem mamy pełen misz-masz, np. Tomasz jako ojciec, potem umierający, rodzący się, i jeszcze ubiegający o względy Marianny. Trochę pomaga kalendarium na końcu książki, ale szkoda, że od samego początku czytelnik nie może sobie wszystkich wydarzeń poukładać.
Tak, narzekam, ale to nie oznacza, że książka mi się nie spodobała. Wprawdzie zachwytu mego nie uświadczycie, z powodu wygórowanych oczekiwań (o ile lepiej odebrałabym książkę, nie wiedząc czego się spodziewać) po takich pochwałach. Dzieje Zajezierskich mnie zafascynowały, z przyjemnością czytałam o przygotowaniach do ślubu, o życiu w zakonie, o tajemniczych schadzkach za kaplicą, o wizytach stryja w celach matrymonialnych i wielu, wielu innych przygodach. Ku memu zaskoczeniu bardziej zżyłam się XIX-wiecznymi postaciami niż współczesnymi. Właściwie to ta cała cukiernia i Gutowo są zaledwie tłem do prawdziwej klimatycznj sagi rodzinnej. A z racji tego, że poczułam niedosyt, będę łapać okazję na sięgnięcie po następny tom.
Ocena: 5/6