Od dwóch dni trwają w obchody 75-lecia wydania powieści Witolda Gombrowicza „Ferdydurke”. Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Wydawnictwo Literackie z tej okazji zorganizowało sesję naukową pt.: „Ferdydurke is not dead”.
O przebiegu, programie sesji piszę na wiadomościach24.pl , więc tu nie będę się powtarzać. Natomiast skupię się na wrażeniach.
Mogłam uczestniczyć tylko w dwóch pierwszych częściach konferencji, więc w sumie wysłuchałam 6 referat mniej lub bardziej interesujących. W gruncie rzeczy na odbiór miał wpływ referujący. A po moich, nie tylko dzisiejszych, doświadczeniach dochodzę do wniosku, że nie każdy człowiek ze stopniem naukowym nadaje się na wykładowcę. Pół biedy, kiedy taki występuje na konferencjach czy jakichś okazjonalnych spotkaniach. Gorzej, kiedy wykłada przedmiot, z którego masz zdawać egzamin, ale to już inny temat.
Powiem, że najwięcej wyniosłam z pierwszego referatu zatytułowanego: „Gombrowicza gra w gęby”. Zaraz przypomniałam sobie wszystkie uroki tej niebanalnej lektury szkolnej. Paweł Dybel przeanalizował bohatera pod kątem cielesnym i duchowym, na tle zawieszonego czasu i przestrzeni, a także nawiązywał do filozofii Freuda i Kartezjusza (tu byłam bardzo na czasie, po wczorajszej analizie jego „Metod”). Równie interesującym i zapadającym w pamięć referatem był „Linoskoczek nad otchłanią normalnej nienormalności” wygłoszony przez Marka Zaleskiego, który po wstępnej analizie pojęcia normalność i osobnika patologicznego przypisywał bohaterów Ferdydurke do grupy postaci neurotycznych i perwersyjnych. W sumie wyciągnięto wniosek, że lepiej pozostać perwersyjnym niż neurotykiem.
Z debaty wyciągnęłam ciekawe spostrzeżenie, że Gombrowicz nie potrafi pisać o miłości i kobiet, w związku z czym te ostatnie są nietypowymi postaciami, często odgrywają męskie role. I zostało zadane ciekawe pytanie odnośnie szkolnego etapu Gombrowicza: co takiego spotkało tam pisarza, że napisał Ferdydurke?
W drugiej części konferencji już niewiele notowałam, bo pierwszy referat dotyczący szkoły był okropnie długi i nużący, kiedy został przeczytany na jednym tonie głosu. Ciekawą i zwięzłą wypowiedzią był referat Mateusza Wernera o jakże intrygującym tytule : „Kupa ludzka” a stan nieuwarunkowania. Powiem tyle, że nic nowego nie powiedziano, bo wieloznaczność słowa „kupa” jest znana każdemu. Ale słuchałam aktywnie, w przeciwieństwie do kolejnego wystąpienia.
Cieszę się, że mam możliwość uczestniczenia w tego rodzaju spotkaniach. W najbliższym czasie czeka mnie sporo spotkań około książkowych, w tym dwa spotkania biblioNETkowiczów, pierwsze już w tę niedzielę. W przyszłym tygodniu rusza Conrad Festiwal i XVI Targi Książki w Krakowie, które obfitują w liczne spotkania z autorami i nie tylko. Mam nadzieję, że nie zapomnę z domu wziąć aparatu, aby móc wszystko fotografować i na bieżąco Wam relacjonować. Najbardziej bieżące i zwięzłe wieści będę publikować na fanpage’u bloga, które mam nadzieję podsumować pod koniec danego dnia na blogu, aczkolwiek program mam dość napięty, więc nie obiecuję, że tak będzie.
Mam również nadzieję, że przy okazji najbliższych spotkań spotkam się także z Wami. Planuję przybyć na popołudniowe spotkanie blogerów Krakowie, które odbędzie się w przyszłą sobotę o 16.00. Natomiast raczej nie pojawię się na panelu dyskusyjnym blogerów, z powodu zaplanowanych wcześniej uczestnictw w spotkaniach autorskich w tym czasie.
Zatem do zobaczenia!
Też tam dzisiaj byłam! 🙂 Ze szkołą. I tylko do przerwy, a siedziałam już poza salą, na korytarzu, bo brakowało miejsc. Problem polega na tym, że ja „Ferdydurke” jeszcze nie czytałam. Więc trochę słuchałam, ale nie wszystko było dla mnie jasne, no i wiadomo – zawsze zdarzy się jakiś wyjątkowo nudny i monotonny referat, przy którym po prostu się zasypia…A na spotkanie blogerów na Targach Książki też się wybieram ;)(kochajmy-ksiazki.blogspot.com)
No pięknie :)To do zobaczenia zatem!Gdyby człowiek był świadomy, jakich ludzi po drodze mija…
Mając w pamięci jakie głupoty wypisywałaś jeszcze niedawno o Gombrowiczu, jestem zaskoczony tak żywym zainteresowaniem jego twórczością i próbą – cały czas nieudolną – zrozumienia co mieli na jego temat do powiedzenia fachowcy, których zresztą obrażasz, bo fatalny styl, brak skromności i cudowna wręcz zarozumiałość pozostały jak widzę bez zmian.