Trudno jest pisać recenzje dzieł filozoficznych, bo nie można kogoś krytykować za światopogląd. Za to można z nim polemizować na ten temat. Niestety (albo i stety) autor publikacji, o których wspomnę w tym wpisie nie żyje, więc rozmowy podjąć z nim nie mogę. Ale wyrazić kilka myśli na temat filozofii Nietzschego nie zaszkodzi. Pisałam już w tym roku o kontrowersyjnym Antychryście, który dość mnie zdenerwował z powodu powierzchownej i płaskiej oceny chrześcijaństwa. Na studiach przyszło mi się zmierzyć pismem polemicznym zatytułowanym Z genealogii moralności, które czyta się z większym wysiłkiem umysłowym niż Antychrysta, ale wrażenia wywarło podobne. Może dlatego, że Nietzsche na wszelkie aspekty życia religijnego (nie tylko chrześcijaństwa) patrzy tylko z jednego punktu widzenia. Jest to zło, żadnych dobrych stron działalności księży, skupisk wiernych nie widzi, bo religia ogranicza. A człowiek ograniczony nie może być szczęśliwy. Szczęśliwy jest ten co ma władzę, podwładni nie mogą więc być zadowoleni ze swojej sytuacji, dlatego tworzą Boga i religię, wg której ubóstwo i pokora jest cnotą, gdzie jest sąd ostateczny, który osądzi pana i jego stosunek do niewolnika. Niewolnik za życia nie karze swojego pana za niewłaściwe traktowanie, zrobi to za niego Bóg. Zaprawdę interesująca teoria… Irytuje mnie ocenianie przynależności do jakiegoś wyznania jako oznakę słabości. Inna rzecz się miała z Tako rzecze Zaratustra, który jest już właściwie bardziej dziełem literackim niż filozoficznym, patrząc na jego formę. Tutaj Nietzsche stworzył postać nadczłowieka, o której też wspomina w Z genealogii moralności. Pierwsza, może dość banalna i oczywista myśl, to Nietzsche napisał swoją Biblię. Wyraźną inspirację widać w archaizacji języka, którym się posługuje i ogólnie frazami tak dobrze znanymi z Pisma Świętego. Tylko wiadomo, że są one zmodyfikowane, aby odpowiadały myślom Nietzschego. Zaratustra to nadczłowiek, który poucza lud niczym Chrystus, z tą różnicą, że ten ostatni mówił językiem zrozumiałym dla ówczesnego społeczeństwa, a Zaratustra jest niezrozumiały, o czym przynajmniej w pierwszych rozdziałach często wspomina. I tu nie muszę ukrywać, że odczułam pewną satysfakcję z jednej strony, a z drugiej podziw dla Nietzschego, który chyli czoła Chrystusowi. Jak dowiedziałam z opisu na tylnej okładce, Nietzsche podziwia tę postać, której urodzenie było tak istotnym znaczeniem, że jest punktem podziału ery. Jak już pisałam Tako rzecze Zaratustra jest ciekawym dziełem, które warto przeczytać nie dla prezentowanych tam wartości, ale dla samej formy literackiej, będącej poniekąd stylizacją biblijną. Chyba tyle o Niczym, tj. o Nietzschem. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek zmierzę się z jakimś jego dziełem. Czas pokaże.