Liczba siedem często pojawia się jako słowo klucz, do szczęścia, bądź nieszczęścia, w zależności od zabobonów i wierzeń człowieka. Chyba jednak większości przypadków siódemka jest szczęśliwą cyferką, ale siódmy rok w małżeństwie niekoniecznie musi należeć do najszczęśliwszych. Coś w tym jest, skoro po raz kolejny ten motyw pojawił się w książce, tym razem Agaty Kołakowskiej. Dla przykładu wcześniejszej książki poruszającej ten wątek mogę podać powieść Emily Giffin Siedem lat później.
Książka zaczyna się nietypowo, kończy się zaskakująco, a przebieg akcji jest nader interesujący i wyróżniający się na tle takich powieści. Eliza i Adam rozwodzą się, ale rozchodzą się jako przyjaciele, z rozsądku. Lubią się i szanują, ale wiedzą, że każdy z nich zasługuje na lepszego partnera, bliższego ich osobowości. Rozstają się, ale nie urywają kontaktu. Ba! Razem upijają swój rozwód w tej samej knajpie. Kończy się to zakładem polegającym na tym, aby znaleźć właściwego/ą partnera/kę dla byłej/go małżonki/a. Jak możemy się domyślić, propozycje są różne i rzadko kiedy trafione. Najlepiej jest jednak, kiedy samemu poszuka się odpowiedniego partnera. Jak pisałam wcześniej, zakończenie jest ciut inne niż może nam się wydawać.
Siódmy rok jest niezobowiązującą lekturą, stale podkreślającą, że po kilku latach małżeństwa, wspólnych wspomnień, trudno jest ułożyć życie na nowo z inną osobą. Czyta się przyjemnie, czasem z uśmiechem, czasem z pewnymi refleksjami na temat miłości i związków. Na oderwanie się od codziennej pracy jest to trafiona lektura.
Ocena: 4/6