Dzisiejszy post to kolejny z krótkich opisów wrażeń z lektur, które z różnych przyczyn nie doczekały się dłuższych recenzji. Obie książki Magdy Bielickiej wygrałam u Agi z Czytam, bo lubię, jednak zapoznałam się z nimi w innym czasie i po lekturze każdej z nich moje wrażenia są odmienne.
Opis pierwszej z nich, „Jestę magistrę”:
Zuchwała kradzież konia, kłótnia sąsiadów, bunt kilku parafian – małe miasteczko i okoliczne wsie to nieskończone źródło inspiracji dla dziennikarki Alicji Rokickiej.
Tok być może przewidywalnych, ale jakże istotnych dla poczciwych mieszkańców Szarpanic zdarzeń zostanie przerwany. I to całkiem niepozornie, bo zasłabnięcie Tośka Figla, staromodnego właściciela sex-shopu, to w końcu żadna sensacja, nawet na miarę małej miejscowości. Kiedy jednak na podobne dolegliwości poskarżą się kolejne osoby, w tym mało rozgarnięty zięć wójta, sprawą zainteresuje się lokalna gazeta w osobie wszędobylskiej reporterki.
Do książki zraził mnie już sam tytuł, mający i w blogosferze swój odpowiednik, na którego wspomnienie dostaję alergicznej wysypki. Główna bohaterka dorabia na pisaniu prac licencjackich i magisterskich studentom, którzy pisać nie potrafią, przez studia przeszli, zapewne dzięki litościwym wykładowcom i kasie, pozwalającej płacić regularne warunki. Tego nie ma w książce, ale moje przypuszczenia nie będą dalekie od rzeczywistości. Co do treści książki, powiem, że ciekawa nie jest, zabawna też nie, choć opis sugeruje coś zgoła innego. Akcja się wlecze, intryga jest taka sobie, a rozwiązanie zagadki nie satysfakcjonuje. Poza tym po paru tygodniach od przeczytania, treść całkiem ulatuje z pamięci.
Ocena: 3/6
Zupełnie inaczej wspominam Listę. Historię zbrodni niedoskonałych… Przy tej książce świetnie się bawiłam, bo i humor był i sytuacje się komplikowały, i miłość kwitła. Czego chcieć więcej? Głównym bohaterem jest Adam, który po utracie kolejnej pracy zostaje zatrudniony w zakładzie ubezpieczeniowym, w związku z czym jego pensja nie pozwala na samotne utrzymywanie domu. Postanawia więc poszukać współlokatora, po kilku niezbyt zachęcających kandydatów poznaje Agnieszkę z córką Anią, które nagle zostały bez domu. Kiedy kolejne przeciwności losu sprawiają, iż dotychczasowe pieniądze nie wystarczają, z ust bohaterów pada pomysł kradzieży. Oboje nie sądzili, że dojdzie do jego realizacji, ciągnąc za sobą lawinę najpoważniejszych kłopotów, do których dojdą nie tylko kolejne morderstwa, ale też ojciec Ani.
Znacie te komedie kryminalne, kiedy nieplanowane sytuacje zmuszają do podjęcia ostatecznych działań mających na celu eliminowanie niepożądanych świadków? Książka Magdy Bielickiej wpisuje się w ten schemat doskonale, bo w śledzeniu losów bohaterów towarzyszy czarny humor. Mnogość wątków w przemyślany sposób przeplatających się ze sobą może zaskoczyć czytelnika, który po tej niewielkiej objętościowo książce nie spodziewał się zbyt rozbudowanej fabuły.
Ocena: 4/6