Nowa szata graficzna kokpitu bloga najwyraźniej podkreśla fakt, że dawno mnie tu nie było. Wpadłam tu na chwilę między Wigilią Paschalną a rezurekcją, bo i tak planuję pracowitą noc, by nadrobić czas poświęcony czemuś innemu niż pisaniu pracy rocznej. Dla mnie czas świąt absolutnie nie jest czasem wolnym, a tym bardziej czasem, kiedy czytam książki – dla mnie jest to fizyczną niemożliwością. Dlatego trochę zaskakuje mnie te powszechne mniemanie, że w święta mol książkowy więcej czyta. Z wiekiem przekonuję się coraz bardziej, że jest wręcz przeciwnie (u mnie). Niemniej jednak nie o tym jest ten wpis. Dzisiaj będzie kilka wątków autobiograficznych, a wszystko to przez pamiętniki, które warto pisać i czytać po latach.
Może Was zdziwić okładka Sekretnika (Ali Makoty) z 2007 roku, czyli sprzed 7 lat, kiedy miałam lat 15. Otrzymałam go od rodziców w dniu tychże urodzin. Od tego dnia też zaczęłam go zapisywać. Natomiast wczoraj przeczytałam go wraz z pamiętnikiem z roku wcześniejszego. Tak jak nie lubię siebie czytać, tak te pamiętniki przeczytałam z dużym zaangażowaniem emocjonalnym (z oczywistych powodów) oraz z niemałym zainteresowaniem, bowiem te wpisy przypomniały mi wiele rzeczy, o których zdążyłam zapomnieć. Pozwoliły spojrzeć na samą siebie – nastoletnią – z dystansu.
Ale zanim podzielę się obserwacjami i wnioskami wyciągniętymi z lektury, wyjaśnię, dlaczego to w ogóle zrobiłam? Otóż święta wielkanocne poprzedzone trzydniowymi obchodami paschalnym nieodłącznie kojarzą mi się z pewnymi wydarzeniami, dla mnie bardzo ważnymi, niemal kształtującymi mnie, sytuacjami do których chciałabym wrócić, przeżyć je jeszcze raz, a wszelkie ich następstwa być może rozegrać inaczej, gdybym wiedziała, że po 8 latach dalej będę podchodziła do tego tak emocjonalnie, że wspomnienia zawładną mną na tyle, iż zamiast skupić się na rzeczach istotnych – bujam w obłokach. Chyba w żadnej innej części roku tak mocno nie odczuwam przemijalności czasu. Generalnie, życie w pewnym transie (by nie rzec – zauroczeniu) utrudnia normalne funkcjonowanie, a kiedy nie można dać upust swoim uczuciom – trzeba znaleźć jakąś alternatywę. W moim przypadku był powrót do tych czasów poprzez własne, wówczas uczynione zapiski.
To było niesamowite. Naprawdę, jeśli pisaliście pamiętniki, dzienniki przed kilkoma, kilkunastoma latami i przechowujecie je do dziś – to zachęcam, aby je przeczytać. Być może czasami się zawstydzicie, bo zrobiliście lub planowaliście zrobić coś głupiego, być może pojawi się ból, kiedy wspomnienia są trudne, a uczucia względem ich wciąż żywe. Ale zapewniam, że pojawi się też uśmiech, nostalgia i zdumienie.
Poza głównym tematem, dla którego zaczęłam pisać osobiste pamiętniki, aby zawrzeć w nich to, co na publicznie dostępnym blogu już nie mogłam, i który jest przyczyną tego corocznego „około wielkanocnego transu”, w pamiętnikach wyraźnie zarysowują się relacje rodzinne i koleżeńskie. Zaskoczyła mnie ich wyrazistość, a jeszcze bardziej jak one się różnią od dzisiejszych. Z ówczesnymi najbliższymi przyjaciółkami (poza dwiema) nie utrzymuję właściwie żadnego kontaktu, odkąd nasze drogi rozeszły się po skończonym gimnazjum. Podobnie stało się z innymi koleżankami. Choć do dziś pamiętam jeden naprawdę ciężki rok w relacjach rodzinnych, to na podstawie wpisów można zaobserwować, że to były lata trudnej, często konfliktowej relacji matki z córką. W sumie to dobrze, że tyle niemiłych sytuacji zaginęło w czeluściach pamięci, bo pewnie w przeciwnym razie i dzisiaj nie mogło być mowy o przyjaźni. No cóż, mieszanka nastoletniego buntu z poważniejszym zauroczeniem oraz ponad własne możliwości (odbijało się to na zdrowiu) ambicjami edukacyjnymi była zapewne uciążliwa i sprzeczna sama w sobie, ale chyba dzięki temu przetrwałam ten czas. 😉
Dosyć ciekawe były notatki dotyczące rzeczy do zrobienia (taaa, pragnienie, ile bym dała, żeby tylko takie zadania/problemy miała, znika w momencie spojrzenia na tamten plan lekcji – 2 razy więcej zajęć i ok. 11h lekcyjnych więcej) – oraz książek. Dosyć często pojawiały się wpisy, że przeczytałam dzisiaj 2-3 książki lub 1,5. Najbardziej niewiarygodne wydawały mi się zdania „że nie mam nic ciekawego do czytania” i radość z tego, że np. ciocia przywiezie kilka książek pożyczonych od kuzynki, bym miała co czytać. Dzisiaj nie wierzę, by kiedyś ponownie nastąpił ten okres braku książek do czytania. Jednak należy wówczas uwzględnić fakt, że nie byłam jeszcze zapisana do żadnej biblioteki publicznej (co poświadczają regularne narzekania, że mama nie ma czasu iść ze mną do biblioteki, by się zapisać – jako osoba niepełnoletnia potrzebowałam podpis rodzica) i nie współpracowałam z wydawnictwami, zresztą jedno wydawnictwo jeszcze nie przytłacza blogera swoją ilością egzemplarzy recenzenckich.
W Sekretniku pojawiły się także sprawozdania z kilkudniowych wyjazdów, z których materiały z kolei wklejałam do większego zeszytu – wypełniony po brzegi, kąt między jego okładkami wynosi ok. 50 stopni. Ponadto lubiłam zapisywać sny, które często były lepszą wersją rzeczywistości, ich spisywaniu poświęciłam sporą część pustych strony pierwszego pamiętniczka, gdzie życzliwe wpisy od znajomych przeplatały się z własnymi notatkami..
W Sekretniku poza polami na wpisy z danego dnia pojawiały się tabelki z ocenami z ostatniego tygodnia, przebojami muzycznymi z ostatniego miesiąca i innymi listami, które dodawały wpisom pewnej autentyczności. Jeśli chodzi o muzykę, to nawet dziś jeśli włączę jakiś utwór dawniej słuchany, automatycznie myślami wracam do tamtych czasów.
Wczorajszy, a właściwie przedwczorajszy wieczór uświadomił mi, jakim skarbem są te zachowane zeszyty i książkowe kalendarze, jaką wartość ma niemal każdy wpis, który opisuje przebieg danego dnia, wydarzenia. Dotąd pisałam, aby wydusić z siebie coś, czego nie mogę odreagować w inny sposób. Teraz wiem, że te wpisy są potrzebne też później, a ich lektura może wydawać się niezwykle fascynująca.
Dlatego po raz wtóry zachęcam – piszcie też dla siebie! A jeśli gdzieś się kurzą Wasze stare pamiętniki, odkurzcie je i odważcie się je otworzyć. Chętnie poznam Wasze wrażenia i spostrzeżenia z lektury własnej „książki”.
Ja co jakiś czas wracam do swoich pamiętników z gimnazjum 😀 Trochę mi wstyd, bo niektóre fragmenty są żałosne (wtedy sobie powtarzam, że już jestem zupełnie inną osobą), ale z drugiej strony – trochę tęsknię za tamtymi czasami i nie mogę sobie odmówić tej przyjemności. Teraz nie mam czasu pisać…
Mam chyba z osiem grubych brulionów, pisałam pamiętniki od początku podstawówki do mniej więcej początku studiów. Z przerwami. Leżą gdzieś, nie zamierzam ich wyrzucać, a czytać? Tak, kiedyś, jak najbardziej. 🙂
Ładny wpis.