Karol Madaj, twórca Kolejki, chyba się nie spodziewał takiego zainteresowania wśród polskich, a także angielskich, niemieckich, japońskich, rosyjskich, hiszpańskich, rumuńskich i francuskich graczy. Zainteresowania tak wielkiego, że obecnie sama w sobie stanowi peerelowski produkt, którego nie sposób nabyć, a jak się poszczęści i ekspedientka wyciągnie go spod lady, to jego cena będzie wynosić trzykrotność ceny detalicznej. Nie będę kryć niezrozumienia, iż IPN nie może sam wznowić tej gry, gdy koszty ponosi skarb państwa. Przy takiej sprzedaży gier, to są w stanie to uczynić z samych dochodów, a jeśli jakimś cudem, gdzieś one przepadły, to taka inwestycja z pewnością przyniesie kolejne. W chwili obecnej trwa przetarg, które wydawnictwo komercyjne przejmie Kolejkę, by nową porcją egzemplarzy zaspokoić kolejkę spragnionych graczy, którzy z pewnością jak zajdzie potrzeba nie omieszkają pożyczyć dziecka sąsiadki czy wejść w bliskie relacje z partią zwaną wydawnictwem, aby załapać się na upragniony towar.
Kolejka zachwyca samym pudełkiem imitującym pakunek. W środku mamy dwie plansze, większa ze sklepami, mniejsza z parkingiem na samochody dostawcze. Ponadto prócz pionków mamy karty dostawy, karty kolejki i listy zakupów. Gra z dodatkiem Ogonek jest przeznaczona dla 6 osób. Czas gry szacuje się na ok. 1 godzinę.
Mechanizm gry polega na ustawieniu swoich pionków w kolejce do pięciu sklepów i bazaru, zgodnie z listą potrzebnych artykułów gracza. Na końcu każdej kolejki staje spekulant, (którego można przekupić za pomocą wódki z monopolowego, dostępnego w rozszerzonej wersji gry). Następnie dodajemy towar do określonych sklepów według informacji podanych na kartach dostawy. Kolejną fazą są „przepychanki kolejkowe”, które dokonujemy za pomocą kart kolejek. Tu mamy możliwości znane już części graczy z Pan tu nie stał tj.: Lista kolejkowa, Matka z dzieckiem, Pan tu nie stał, odpowiednik Przewodniej siły narodu -> Kolega w komitecie wojewódzki PZPR, a ponadto Szczęśliwy traf, Pomyłka w dostawie i Remanent. Następnie rozdaje się towary (jeśli są dostępne) graczom stojącym w kolejce. Towary zdobyte przez spekulantów idą na bazar, na którym można wymienić swoje zbędne produkty na inne.
Ogonek zwiększa liczbę graczy o 1 i dodaje do gry w/w sklep monopolowy, do którego nie ustawia się kolejki, lecz od razu rezerwuje się konkretną butelkę (2 butelki można wymienić na bazarze za potrzebny produkt). Zwiększona zostaje liczba kart kolejkowych. (Teraz odkryłam, że w pożyczonej grze były braki, bo mieliśmy tylko jedną dodatkową kartę: Rozmowy kolejkowe. A widzę, że jeszcze 4 powinny być: Bubel, Ta pani stała za mną, Twarde łokcie, Sztuczny tłok – zdecydowanie bardziej urozmaiciłyby nam fazę „przepychanek kolejkowych”). Ponadto dodatek urozmaica grę przez dodanie jednej fazy między ustawianiem kolejki a dostawą. Polega ona realizowaniu dalszego scenariusza gry według wskazówek na karcie Trybuna ludu, dzięki niej można zwiększyć dostawę do sklepów, sprzątnąć spekulantów i bazar czy ustawiać kolejki na nowo.
Choć mechanizm gry zasadniczo jest losowy, spostrzegawczość umiejętności strategicznego myślenia i dedukcji są przydatne, ponieważ celem gry jest nie tylko zdobycie produktów z listy, ale także uniemożliwienie dokonania tego innym graczom. Bowiem, kto pierwszy zdobędzie wszystkie produkty, ten wygrywa.
Mimo że mieliśmy od razu możliwości gry Kolejki z Ogonkiem, to poza wykorzystaniem dodatkowych kart kolejki (jak niefortunnie się okazało tylko 1), dostawy i listy zakupów, kolejne możliwości wprowadzaliśmy przy kolejnych partiach, aby stopniowo urozmaicać rozgrywkę, którą toczyliśmy przez 3 dni pod rząd. Chyba na drugi dzień wprowadziliśmy sklep monopolowy, a trzeciego dnia karty Trybuny ludu. Sami zresztą zaczęliśmy zmieniać pewne rzeczy, np. rozdawanie kart. Zauważyliśmy, że trudno „upilnować”, czy na pewno gracz bierze tylko 3 karty ze swojego stosu, z pomocą których będzie przemieszczał swoje pionki w kolejce, czy przez pomyłkę (nie musimy od razu kogoś oskarżać o nieuczciwość) nie dobierze jeszcze jednej. Dlatego wymieszaliśmy wszystkie karty (wszystkich kolorów) i na początku „nowego dnia” rozdawaliśmy do trzech kart każdemu graczowi. Jednak jako miłośnicy gry w kanasta postanowiliśmy pójść dalej i stosować pierwsze rozdawanie kart przed rozpoczęciem gry według reguł tej karcianej gry, dając możliwość jednemu z graczy możliwość doboru kart. Są to jednak efekty trzydniowego grania, kiedy scenariusz gry został opanowany do perfekcji, a ludzie zaczynają kombinować i testować możliwości gry wg własnych pomysłów. Mimo to, dla całej rodziny gra okazała się najlepsza ze wszystkich, jakie miałam okazję im przywieźć.
Brzmi świetnie! (Choć zwykle wolę raczej gry mniej losowe).
Szkoda, że to nie jest gra na dwie osoby.
Wiesz, można w to grać w 2 osoby, ale na pewno wtedy jest mniej ciekawie, bo nie ma z bardzo z kim się przepychać w kolejce. Aczkolwiek scenariusz dopuszcza taką możliwość. 😉