Olśniona gniotem (Lśnienie, reż. Stanley Kubrick)

Realizując jeden z wakacyjnych planów, czyli oglądania filmów z albumu 1001 filmów, które musisz obejrzeć, trafiam na różne filmy. Przenosząc listę do Filmwebu od razu sprawdzam, z jakim filmem mam do czynienia i odhaczam, kiedy widzę westerny czy niektóre tytuły science-fiction. Nie lubię takich filmów, więc nie ma co się męczyć na siłę. Jak pozostaną mi tylko te, to będę się martwić, co z tym zrobić. Te obejrzane, czasem mnie zaskakują, zastanawiam się, dlaczego znalazły się na tej liście, kiedy brakuje na niej czasem naprawdę kultowych i obowiązkowych pozycji. Generalnie uzasadnienie z książki mi wystarcza, filmy czasem zachwycają, czasem się nie podobają, ale i wtedy zwykle jestem w stanie spojrzeć na dzieło obiektywnie.

Niestety, w przypadku Lśnienia za nic w świecie nie jestem w stanie zrozumieć jego fenomenu. Mój brak zrozumienia już się nie ogranicza do tego, czy się podoba, czy nie, ale tego, że adaptacja powieści Kinga jest po prostu bardzo złym filmem. Począwszy od scenariusza, który sprawia, że horror zamiast trzymać w napięciu, nuży długimi jak opisy przyrody w Nad Niemnem, widokami na góry i korytarze w hotelu. W filmie praktycznie nic się nie dzieje, całą psychodeliczną gonitwę z siekierą i nożem, która stanowi właściwie jeden z niewielu elementów horroru, można ograniczyć do ostatnich 30 min. ponad dwugodzinnego seansu. Wyjątkowe zdolności Danny’ego, zwane tytułowym lśnieniem, to wątek nie mający konsekwencji w psychopatycznym zachowaniu jego rodziców w ostatniej części filmu. Pojawienie się Dicka w hotelu jest też bezsensowne, zwłaszcza, że nie pozwolili mu nawet odegrać, jakieś akcji ratunkowej, która mimo wielkich starań mogła się nie udać. Chciałabym też zarzuć irytującą grę aktorską Nicholsona i Duvall, ale starając się zachować obiektywizm, mieli do zagrania takie, a nie inne postacie – zrobili to dobrze, choć z pewnością nie zyskali tą rolą sympatii u widzów. (A przynajmniej mam taką nadzieję, że chory uśmiech Jacka nikogo nie uwiódł). „Objawienia” Danny’ego były przewidywalne i banalne, ale miałam nadzieję, że to się jeszcze rozkręci, jak w filmach Guillermo del Toro (z tego powodu przemogłam senność w połowie filmu).

Zabijcie mnie, ale naprawdę nie wiem, czemu ten film trzeba było obejrzeć i jakim cudem może być straszne i mroczne. Mam nadzieję, że inne filmy Kubricka są bardziej przemyślane.

Ocena: 1/10

1 thought on “Olśniona gniotem (Lśnienie, reż. Stanley Kubrick)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *