Premiera 12 stycznia!
Kto by nie chciał móc choć raz porozmawiać ze zmarłą bliską osobą? Choć przez chwilę usłyszeć jej głos i dowiedzieć się, że w miejscu, gdzie teraz się znajduje jest jej dobrze, że „koniec to nie jest koniec”.
Kilkoro mieszkańców Coldwater odbiera telefon, który całkowicie ich zaskakuje. Głos po drugiej stronie słuchawki należy do zmarłej mamy/siostry/syna. Telefony dzwonią regularnie, rozmowy są krótkie i przerywane, ale dają nadzieję, że po śmierci coś jest. Kathleen jest pierwszą osobą, która publicznie wyznaje, że otrzymała telefon z nieba. Wkrótce do podobnego doświadczenia przyznają się inne osoby. Kler się niepokoi, a świat szaleje i do Coldwater napływają pielgrzymki ludzi, mających nadzieje na kontakt ze zmarłymi.
Obraz kapitalistycznego świata, który robi interesy na wszystkim, w tej książce rozbawił mnie niesamowicie. Rozwój branży turystycznej, która przyjmowałaby przyjeżdżających desperatów trzymających się nadziei na kontakt z niebem i intensywna praca w biurze nieruchomości szukającym ostatnie wolne domy dla w/w wspomnianych ludzi to tylko niektóry z licznych konsekwencji cudownych telefonów. Lokalna gazeta wydaje specjalne wydanie Niebo dla linii i proponuje zakładowi pogrzebowemu stronicową reklamę, gdyż to zmarli w tym mieście kontaktują się z żyjącymi. Samsung korzysta na tym, że niebo zadzwoniło na ich model telefonu, więc tworzy niebiańską kampanię reklamową.
Mitch Albom kojarzony z duchowych i refleksyjnych opowieści nie ograniczył się tu do kreacji przemiany niewiernego bohatera, który pod wpływem pewnych zdarzeń zmienia sposób patrzenia na życie i swoich bliskich. Ja odniosłam wrażenie, że przez większą część książki autor wyśmiewa rzeszę wiernych, którym wystarczy jedna szokująca pogłoska o jakimś cudownym zjawisku, by pełni nadziei, a w rzeczywistości zdesperowani i naiwni, pielgrzymowali do miejsca cudu. Trudno bez ironii patrzeć na billboardy na granicy miasta witające i żegnające przyjezdnych z pytaniem „czy zostałeś jest zbawiony?”. Zamiast trywialnej historii o kruchości życia zachęcającej do przebaczenia innym i poprawiania relacji z otoczeniem, do której Albom nas przyzwyczaił, dostajemy sarkastyczny obraz konsumpcyjnego społeczeństwa, na którym marketingowcy żerują bez względu na przyciągające tłumy klientów okoliczności. Bardzo mi się to podobało, mimo typowego „albomowskiego” zakończenia. Oby więcej jego powieści szło tą drogą.
Oj,czyli to jednak nie telefony z góry a czyjaś mistyfikacja? łeee…
Przeraża mnie ten dopisek na okładce „Dla miłośników P.Coelho”. Nie zachęca…
Nie do końca… Zakończenie nie jest jednoznaczne. 🙂
A wzmianka o Coelho też mnie zniechęca, ale na szczęście tak źle nie jest.
mnie się ją bardzo dobrze czytało, wciągająca, wzruszająca. Daje nadzieję, skłania do myślenia. takie książki lubię.
Hmm, nie uważasz, że za dużo streszczasz? Zasugerowanie zakończenia odbiera przyjemność lektury 😉
Osobiście uważam, że książka przedstawia róznorodne postawy wobec religijnego cudu. Przeczytaj moją recenzję, z chęcią podyskutuję na temat książki: http://portafortunas.pl/pierwszy-telefon-z-nieba-mitch-albom-recenzja/
Ja nie streszczam, tylko poddaje krótkiej analizie wymowę dzieła.
Cześć 🙂 Fajny blog. Widzę, że recenzujemy podobne książki. Mam trochę inne spojrzenie na Pierwszy telefon z nieba. Dla mnie to książka o postawach wobec religijnego cudu.