Jeździł nim Pawlak, jeździł nim Karwowski…

Maluch. Biografia Przemysław Semczuk, Kraków 2014

Jaki samochód był najpopularniejszy w PRL-u? Fiat 126p zwany potocznie Maluchem. Mały i niedrogi samochód, który miał zmotoryzować przeciętnego Kowalskiego. Do tego fiacika sporo osób żywi szczególny sentyment. Dla części z nich był to pierwszy samochód, który posiadali, młodsza część pamięta go z dzieciństwa, kiedy prawdopodobnie gnieździli się na tylnych siedzeniach. Przyznam się, że nie przypominam sobie, abym ja kiedykolwiek jeździła maluchem. I nawet sobie nie wyobrażam, jak miałabym się tam zmieścić. 😉

– Panie Kowalski, co pan tam montuje na dachu swojego fiacika?
– Peryskop, panie Wiśniewski, bo widzi pan, kiedy zeszłej niedzieli trafiłem w większą kałużę…

Przemysław Semczuk zainteresował się historią tego fenomenu peerelowskiej motoryzacji i zbadał okoliczności, które przyczyniły się, że dzieło włoskiej firmy, dająca licencję Polsce na używanie nazwy Polski Fiat, zdominowało polskie drogi, a także stało się pewnego rodzaju symbolem, wykorzystywanym w serialu Czterdziestolatek czy filmach Sylwestra Chęcińskiego. Efektem „śledztwa” Semczuka jest szalenie interesująca i atrakcyjnie wydana biografia Malucha.

Jedzie Szkot rozklekotanym maluchem przez płatny most.
Zatrzymuje go celnik:
– 3 pensy!
– Sprzedane!

Aby zrozumieć, czym był ten Fiat dla społeczeństwa PRL-u, czym w ogóle było posiadanie samochodu (o które było podobnie ciężko, jak o inne dobra luksusowe) w tamtych czasach, potrzeba zarysu historycznego. Semczuk krótko wspomina o podejściu władzy, a ściślej mówiąc I sekretarzy, do zapewnienia ludowi potrzebnych do życia środków. Gomułka ostro krytykował pomysły na poprawę komfortu życia robotników, pomysł zmotoryzowania społeczeństwa, a dokładniej związana z tym propozycja traktowania samochodu jako czyjaś własność – była nie do przejścia. Zastępujący go Edward Gierek miał na szczęście inne podejście, Uważał, że robotnicy będą lepiej pracować, jeśli będą mieli bardziej komfortowe warunki do życia. Na przełomie lat 60/70, zaczęto dostrzegać potencjał rynku motoryzacyjnego. Pod koniec lat 60. wzrosła ilość produkowanych pojazdów. Jednak zasadniczo były to pojazdy publiczne: autobusy, ciężarówki i samochody służbowe. Zaczęto rozważać samochód dla ludu. Ówcześnie funkcjonujące Syreny i powstające Fiaty 125p były zbyt drogimi samochodami. Polska otwarła się na propozycje zagranicznych koncernów. Większość ofert należało odrzucić, bo koszt produkcji samochodu była zbyt wysoki, techniczne aspekty pojazdu nie sprawdzały się na warunkach polskich dróg, bądź producenta nie interesowała spłata licencji w produkowanych pojazdach – co było głównym problemem zamykającym większość współprac. Jedyna nadzieja była w Fiacie, z którym Polska nawiązała współpracę jeszcze przed wojną. Tu z kolei też nie obeszło się bez problemów, rozważano kilka modeli, starając znaleźć najtańszy i najodpowiedniejszy samochód dla Kowalskiego.

Maluch to idealny samochód na urlop o każdej porze roku. Zimą możesz wozić go na sankach, a latem zmieści się do kajaka.

Zainteresowanych, jak doszło do takiego, a nie innego wyboru, o którym dowiedziano się właściwie w ostatnim momencie – odsyłam do książki Semczuka. W kolejnych rozdziałach autor opisuje reakcje ludzi na nowy samochód, w jaki sposób recenzje i działania promocyjne stworzyły mit malucha, który każdy chciał i powinien chcieć mieć. Przyznam się, że mnie zaskoczyły te pełne superlatyw opinie na jego temat, ale taka była siła propagandy. Z drugiej strony nie zabrakło też polemizujących i krytycznych artykułów, a także mnożących się dowcipów na temat fiata, które tu jako przerywniki cytuję.

Podobno Szwajcarzy zakupili ostatnio większą partię maluchów – do drążenia dziur w serze.

Publikacja Semczuka jest niewątpliwie interesującą lekturą. Mam jednak trochę zastrzeżeń do jej kompozycji, która moim zdaniem jest nieprzemyślana. Autor miał ogólnie dobry pomysł na trójpodział: historia przed maluchem, dzieje fiata na drodze i koniec jego historii. Natomiast porządek informacji wewnątrz tych rozdziałów – kompletnie się sypie. Powtórzenia pewnych stwierdzeń, które uzasadnia i przedstawia zupełnie inaczej niż wcześniej (tzn. dobrze, że nie powiela tych samych informacji, ale przy ponownym rozwinięciu jakieś tezy musi zostać zachowana z wcześniejszą). Czasami miałam wrażenie, że nagle autorowi przypomniało się o jakieś ciekawostce to ją od razu wspomniał, która średnio pasowała do poprzedzającego tekstu, a następujący nie uzasadniał jej przytoczenie. Ostatecznie, czasem nie było wiadomo, co autor chce przekazać.

– Wiesz co, na tym weselu, gdzie wczoraj grałeś musiało być wesoło.
– Niby czemu tak sądzisz?
– Bo w pudle na akordeon zamiast instrumentu przyniosłeś malucha…

Za egzemplarz dziękuję.

 

1 thought on “Jeździł nim Pawlak, jeździł nim Karwowski…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *