Premiera 30 stycznia!
W drodze wyjątku pozwolę sobie napisać dzisiaj o dwóch filmach, które obejrzałam jednej nocy. Oba są gruzińskimi produkcjami, które kandydowały do Oscara, udało się jednak tylko Mandarynkom. Tematyka obu filmów jest bardzo zbliżona, gdyż ich akcja toczy się w czasie wojny abchasko-gruzińskiej. Do podobieństw można też zaliczyć motyw zmarnowanej uprawy i upór hodowców. Natomiast mamy do czynienia z nieco inną narracją i przede wszystkim odmienna dynamiką.
Wyspa kukurydzy jest filmem o bardzo spokojnym i jednostajnym rytmie naturalnego, by nie rzec prymitywnego, życia, który bywa przerywany przez płynących motorówkami żołnierzy. Nigdy nie możemy mieć pewności, czy obecność dziadka z wnuczką, który na wyspie buduje dom i zakłada plantację kukurydzy, nie będzie przeszkadzać przepływającym. Żołnierze to jednak samce niepotrafiące się oprzeć jakiejkolwiek przedstawicielki płci przeciwnej, w związku z tym dojrzewająca dziewczynka staje się obiektem żywego zainteresowania przeciwników. To z kolei zmusza starca do zachowania bacznej uwagi nad relacją wnuczki z żołnierzami. Widać to szczególnie w momencie, kiedy pomiędzy kukurydzami dziewczynka znajduje rannego gruzińskiego żołnierza. Po długiej rekonwalescencji żołnierz kryjąc się przed szukającym go wojskiem, włącza się w wykonywanie codziennych obowiązków na wyspie. Wkrótce dziewczynka próbuje zaprzyjaźnić się z młodzieńcem, na co stanowczo reaguje starzec.
Od momentu zaginięcia żołnierza wyspę regularnie nawiedzają patrole obu stron konfliktu. Jednak to nie one są największym zagrożeniem dla idyllicznego życia na wyspie. Wraz z nadchodząca kolejną porą roku zmieniają się tendencje pogodowe. Wojna z naturą z góry skazuje człowieka na klęskę. Myślę, że to zakończenie jest bardzo znaczące. Jasno wyraża, że do zwycięstwa często bywa potrzebna pokora, a nie upór, przez który próba osiągania celu okazuje się być walką z wiatrakami.
Dużą rolę w tym filmie odgrywa obraz, (kadry są niewątpliwie mocną stroną tego dzieła), który mówi za bohaterów, bowiem w całym filmie pada co najwyżej kilkanaście kwestii z ust postaci..
Bohaterowie Mandarynek mają w osobie Ivo mediatora. Chyba jego zdroworozsądkowi możemy zawdzięczać to, że bohaterów na ekranie widzimy tak długo. W przeciwnym wypadku odnalezieni ranni Gruzin i Czeczen pozabijali się przy pierwszej lepszej okazji. A byłaby wielka szkoda, bo dzięki ich obecności dialogi nabierają wyjątkowego uroku. Trudno w ich wypowiedziach nie wyczuć sarkazmu i ironicznego podejścia do tej nietypowej i dość problematycznej sytuacji wymuszającej od przeciwników wzajemnej akceptacji, współpracy, dojścia do porozumienia, a z czasem ich relacje owocującą zalążkami przyjaźni. Co z kolei potwierdza scena najazdu Abchazów wątpiących w czeczeńskie pochodzenie Ahmeda. Ten moment ostatecznie niszczy nadzieję na spokojne wyczekiwanie końca wojny. Jaki jest sens życia na odludnym miejscu, gdzie ostatnie głosy sąsiadów zamilkły, a głuchą ciszę przerywają dźwięki z frontu?
Wyspa kukurydzy – 7/10
Mandarynki – 8/10
1 thought on “Kukurydza i mandarynki”