A jak autentyk
Co musi mieć w sobie jakaś rzecz, osoba, zjawisko, byśmy mogli ją uznać za autentyczne? Deyan Sudjic pisze o rekonstrukcjach starych modeli samochodów, które dla kolekcjonerów tychże są autentyczne, kiedy są złożone z właściwych części, mają określony kształt i wybite numery podwozia. Wymienia zresztą mnóstwo przykładów dzieł sztuki czy projektów jakichś przedmiotów, które posiadają cechy sprawiające wrażenie autentyczności. Na przykład kiedyś renowacja budynku czyściła i uzupełniała go tak, by wyglądał tak, jak powinien wyglądać [według jakiegoś wzorca/kanonu etc.] w epoce, z której pochodzi, tym samym pozbawiając go śladów świadczących o jego starości. Czy to jest autentyczne? Dla mnie autentyczność to coś, co powstaje pod wpływem chwili, pochodzi z serca, a nie jest wyuczone i odgrywane według scenariusza czy wzorca. Wychodzi na to, że aktorzy na scenie są dla mnie nieautentyczni. W większości przypadków to jest prawda, zwłaszcza kiedy potrafię oddzielić odtwórcę od jego roli. Np. Twardoch w swoich dziennikach był dla mnie nieautentyczny, bo przybierał maskę różnych postaci, w zależności od opisywanej sytuacji. Kreował się. I chyba ta kreacja jest dla mnie antonimem autentyczności.
C jak czar kolekcjonowania
Czy jest tu na sali ktoś, kto absolutnie nic nie zbiera, kto nie ma żadnej kolekcji czegokolwiek: kubków, naklejek, notesów, ulotek filmowych, lakierów do paznokci, maskotek etc.? Wiedziałam, że nie ma. Nie będę pisać o moich kolekcjach, bo o tym poświęciłam ten wpis. Czasami zaskakuje mnie, co ludzie mogą zbierać. Np. Sudjic ma kolekcję liczącą kilka modeli radia, mimo że korzysta może ze dwóch… W tym eseju zastanawia się nad fenomenem tego zjawiska, które samo w sobie chyba nadaje sens życiu człowieka, bo przeradza się w jakąś pasję.
F jak fashion
O moim podejściu do mody częściowo już pisałam tutaj. Sudjic pisze o pierwszym krawacie, który kupił pod wpływem mody. O tym, jak w poszczególnych etapach życia dobierał ubrania do panującego trendy, by dopasować się do grupy ludzi, z którą chciał się identyfikować. O tym jak moda przemija i pewnych sztuk garderoby nigdy nie założy. Przyznam się szczerze, że zawsze byłam taką indywidualistką, że moda przechodziła obok mnie. Czasami orientuję się, jakie kolory w danym sezonie są modne i się śmieję: „o widzisz, mam bluzkę/sukienkę w tym kolorze to jestem teraz modna”. U mnie wpasowanie się w aktualne trendy działa na zasadzie przypadku. Tak jak w tym sezonie było z kapeluszami. O zimowym czarnym kapeluszu myślałam już w sierpniu, zaczęłam się za nim rozglądać w październiku i byłam zdziwiona, że w co drugim sklepie mam do wyboru kilka modeli, bo akurat nastała moda na nie. Zwykle też bywa tak, że do jakichś modnych krojów, kolorów, akcesoriów przekonuję się po czasie, więc wychodzę na zacofaną o dwa sezony. Ale co tam, moda może inspirować, ale nigdy nie będzie mi dyktować stylu. Zwłaszcza, kiedy mam go wyraźnie określony.
F jak funkcjonalizm
Tu nie rozumiem jednego. Dlaczego autor eseju zmienia iPhone’a co pół roku? Przecież ponoć są prawie niezniszczalne i wystarczą na wiele długi lat. Tak przynajmniej zapewniają mnie sprzedawcy sprzętów Apple oraz użytkownicy, kiedy w dyskusji dojdzie do momentu porównywania urządzeń różnych marek.
G jak Grand Thelft Auto
Czasem Sudjic zaskakiwał mnie wyborem tematów esejów, które w dużej mierze poświęcone są projektowaniu i architekturze. Kiedy autor analizował przestrzeń, w jakiej GTA jest osadzona, analizując różnice między trzema ostatnimi częściami [także w zakresie sukcesu liczonego w ilości sprzedanych egzemplarzy], ja rozpływałam się we wspomnieniach z dzieciństwa, kiedy z bratem grałam GTA 1. Wiecie, że dopiero niedawno odkryłam, co się kryje pod grą, która na różnych memach jest przedstawiana jako coś, co u faceta wygrywa z kobietą, zwłaszcza, kiedy przez kilka pierwszych dni po premierze gry. I zapewniam, że gdybym miała faceta, który koniecznie chciałby grać w nową wersję GTA zamiast spotkać się ze mną, to bym się nie obraziła, pod warunkiem, że pozwoliłby mi też w to zagrać. 😉
O jak ornament
Jeśli słysząc wyraz ornamenty, kojarzycie go z architektonicznymi dekoracjami starych budynków, to macie do połowy rację. To jedne z rodzajów ornamentów. Ornamentem są wszystkie dodatki dekoracyjne, które mają na celu upiększyć oryginalną bryłę jakieś rzeczy. Tak więc ornamentem są naklejki na telefon czy walizki, breloczek do piórnika czy torebki, etui na telefon/tablet/laptop. Owszem, wiele z nich ma też funkcję ochrony, ale generalnie są to dodatki, które służą personalizacji przedmiotu i jest też, jak zauważa Sudjic, pewną (nieświadomą) formą nie akceptacji dizajnu projektanta. Jeśli ubieramy telefon w zabawne etui ze zwierzątkiem, tym samym negujemy piękno bryły samego telefonu. I ja chyba to piękno (również nieświadomie) doceniam, bo o ile breloczki lubię do kluczy czy zamków w plecach przypinać, o tyle nie cierpię obklejać przedmiotów naklejkami. Ta niechęć ma chyba ścisły związek z moim wstrętem do tatuaży, które są jakby ornamentem ciała ludzkiego. Nie podobają mi się one, bo niszczą naturalne piękno ciała (obojętnie jak ono byłoby niedoskonałe). Do tego stopnia, że nie byłabym w stanie związać się z osobą, która je posiada.
Q jak qwerty
Sudjic zastanawia się tutaj nad relacją między narzędziem pisania a jego procesem twórczym. Słusznie obserwuje różnice między pisaniem ręcznym (notatki mogę robić tylko w ten sposób, bo pewne myśli i rzeczy do zrobienia mogę po wykonaniu przekreślić) a pisaniem na maszynie do pisania (nigdy tego nie robiłam, ale byłam pełna podziwu dla tych, którzy potrafili napisać tekst bez błędu – to wymaga niesamowitej precyzji i rozwagi nad każdą wystukaną literą) – typ, który nie pozwala na płynne przelanie myśli, konieczność przesuwania kartki i rolki przerywało tok myśli. Inaczej jest na klawiaturze komputerowej, która pozwala pisać jednym ciągiem, a potem cały tekst oczyścić z niepożądanych znaków i zdań. A jednak paradoksalnie, na komputerze zwykle dłużej mi idzie pisanie jakiegoś tekstu, ponieważ rozmyślam się nad każdym wyrazem i budową zdania czy akapitu, mimo świadomości, że w każdej chwili bez śladu mogę poprawić to, co mi nie pasuje.
Najciekawszą rzeczą wyjaśnioną w tym eseju to geneza układu qwerty. Mnie się wydawało, że jest to układ, który miał zapewnić, jak najwygodniejsze i najszybsze pisanie (wg Sudjica powszechną opinią jest to, że taki układ miał spowolnić pisanie – pierwsze słyszę!). Umiejscowienie liter jest dostosowane do popularności ich występowania w danym języku, dla nas najpopularniejszą głoską jest 'a’, a dla Francuzów 'e’, dlatego we Francji układ klawiatury jest inny. (Pomijam fakt, że w Polsce mamy anglojęzyczny układ). Okazało się, że układ liter miał niebagatelne znaczenie dla maszyn do pisania. Układ qwerty miał chronić przed zacięciem mechanicznych dźwigni klawiszy podczas szybkiego pisania, więc litery, które najczęściej występują w sąsiedniej bliskości w wyrazach, rozstawiono jak najdalej od siebie. To jest argument, który przyjmuję.
Bardzo cieszę się, że tę książkę mam na własność, bo nie dość, że jest absolutnie wspaniale wydana (pięknie zaprojektowana twarda okładka i wyróżnienie kolejnych esejów niebieską barwą strony), to zawiera około dwadzieścia esejów, które otworzyły mi oczy na wiele rzeczy, z pozoru oczywistych, spraw, z którymi borykam się na co dzień – ale nad których istnieniem nigdy specjalnie się nie zastanawiałam. Deyan Sudjic dzieli się z czytelnikiem nie tylko olbrzymią wiedzą o architekturze i designie, ale przede wszystkim pasją. Z każdego eseju czuć, że pisze o czymś, co jest mu bliskie nie tylko z racji wykształcenia i zawodu, ale też wynika z jego ciekawości do świata i zainteresowań (i obserwacji!) najzwyklejszą codziennością (nierzadko jego eseje przypominały Mitologie Barthesa, na które też czasami Sudjic powoływał się). Na końcu publikacji pisze, że początkowo to miał być surowy leksykon najważniejszych pojęć związanych z designem. Dobrze, że wydawca zachęcił autora do subiektywizacji definicji, dzięki czemu książkę czyta się naprawdę dobrze. Jestem pewna tego, że przy najbliższej sposobności sięgnę po Język rzeczy.
__________________
Książkę dostarczyła mi księgarnia internetowa lovebooks.pl
C, O i Q chętnie bym przeczytała.
Myślę, że znalazłabyś tam więcej esejów interesujących dla siebie. 🙂 Pożyczyć Ci?
Bardzo chętnie, ale Kasiu, może za jakieś 2 m-ce? Bo teraz się ogarnąć nie mogę. Zapiszę sobie ten tytuł z odpowiednią adnotacją i się przypomnę.