Ryszard Koziołek miał pomysł, jak zachęcić ludzi do czytania. Ten opiera się na przekonaniu, który pojawia się w tytule książki, że dobrze się myśli literaturą. Warto i trzeba czytać, bo wówczas ciekawiej patrzy się na świat, interpretuje pewne zjawiska w nim występujące. Literatura jest odzwierciedleniem życia i dostrzeganie tych analogii między codziennością a światem przedstawionym w książkach jest tym, co wg Ryszarda Koziołka poprawia jakość naszego myślenia o rzeczywistości i uprzyjemnia naszą egzystencję. A przede wszystkim profesor przekonuje, że literatura jest tym, od czego nie można oderwać naszej mowy.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wydanie Dobrze się myśli literaturą w momencie, kiedy Biblioteka Narodowa ponownie alarmuje o krytycznym stanie polskiego czytelnictwa, miało charakter interwencyjny. Bo Koziołek już we wstępie książki w ujmujący sposób zachęca do podjęcia tej intelektualnej czynności i tym zjedna niemałe (o czym świadczy liczba sprzedanych egzemplarzy tejże książki) grono czytelników. Zostałam tym wstępem uwiedziona, bo czuję niedosyt książek o samej praktyce czytania (parę miesięcy temu podobnie zauroczona byłam pierwszymi esejami Marka Pawła Markowskiego w Słońce, możliwość, radość). Z każdym rozdziałem jednak moje uczucia stygły, bo chyba spodziewałam się nieco innego charakteru książki. Gawędziarska narracja, obecna we wstępie i powracająca w zakończeniu, ustąpiła miejsca poważniejszej refleksji krytycznoliterackiej. Chyba za bardzo wierzyłam słowom autora, kiedy w wywiadzie dla Dwutygodnika powiedział, że to nie jest książka krytycznoliteracka. Jest, jak najbardziej jest! Co prawda napisana bardziej przystępnym językiem, pozbawionym żargonu polonistycznego, którego społeczność poza akademicka nie bardzo uznaje, ale sam styl nie wyklucza krytycznoliterackiej treści. Co oczywiście nie uważam za wadę, lecz przyczynę mojego bardziej zdystansowanego stosunku wobec książki.
Dla osoby znającej naukowe zainteresowania i literackie zobowiązania Ryszarda Koziołka nie będzie zaskoczeniem dobór tytułów omówionych w książce. Dominuje proza końca XIX-wieku, wiele esejów jest poświęconych Lalce i nowelom Bolesława Prusa oraz powieściom Henryka Sienkiewicza. Pojawiają się także szkice biograficzne o Ignacym Kraszewskim i Stanisławie Przybyszewskiej. Literaturę najnowszą reprezentują ostatni laureaci nagrody Nike, w której jury od kilku lat zasiada Ryszard Koziołek.
Autor Dobrze się myśli literaturą zachęca do ponownej lektury tytułów dobrze znanych każdemu Polakowi, proponując np. nowe spojrzenie na Lalkę w perspektywie złożonych zjawisk kultury konsumpcyjnej, dziś należących do jednych z istotniejszych problemów społeczeństwa. Przywołanie nie wolnego od sensacji życiorysu Kraszewskiego ma znów wzbudzić u co niektórych miłośników literatury podjęcie wyzwania opierającego się na przeczytaniu dorobku najpłodniejszego polskiego pisarza. Z kolei przyjrzenie się projektowi Hilary Mantel, autorki trylogii o Tudorach, która planuje napisać książkę o Stanisławie Przybyszewskiej, spowodowało we mnie silną chęć na zapoznanie się z literacką twórczością kobiet w dwudziestoleciu międzywojennym. Ryszard Koziołek zachęciłby mnie nawet do sięgnięcia po kolejną książkę Twardocha, którego twórczości nie aprobuję, gdyby nie obecny w tym eseju cytat z Dracha przypominający mi problem, jaki mam z jego autorem.
Dobrze się myśli literaturą jest książką, która, pokazując relacje między literaturą a rzeczywistością, ma potwierdzać myśl, że ta pierwsza niewątpliwie stanowi najważniejszy składnik kultury, jednak nie może on dominować nad realnym życiem, jak to dzieje się w Don Kichocie czy Pani Bovary. To jest refleksja, od jakiej wychodzi Ryszard Koziołek w swojej książce i którą konsekwentnie realizuje w poszczególnych esejach. Profesor wskazuje, które dzieła literackie dobrze jest znać oraz wykazując się niesamowitą erudycją uzasadnia te wybory. Nie ma tu opinii negatywnych, odradzających, ponieważ przeczyłoby to zawartej w tytule idei, mogłoby sugerować, że literaturą można także źle myśleć. Nie dostrzegam jednak w tonie narracji arogancji ani dydaktyzmu, mogącej świadczyć o poczuciu profesorskiej wyższości nad przeciętnymi jednostkami społeczeństwa, którzy od dobrej (często pojmowanej jako ambitna) literatury lub w ogóle literatury stronią. Jestem przekonana, że Ryszard Koziołek chce poprzez tę książkę zarazić innych swoją namiętnością do czytania, ale nie byle jakiego. Do czytania, które pobudza myślenie. Albo do myślenia, które literatura rozwija.
Ja uważam, że ludzi nie da przekonać się do czytania, muszą sami to pokochać !
Czasem da się, wystarczy podłożyć książkę, która do danej osoby trafi tak, że uzna, że czytanie to najwspanialsza rozrywka, jaką sobie ludzkość wymyśliła.