Zwlekałam z pisaniem o tym komiksie, mając nadzieję, że mnie olśni, że odkryję coś, co zmieni moje spojrzenie na opowieść zaserwowaną przez Adama Święckiego. Z nadzieją sięgnęłam także po bezpłatny dodatek (znajdziecie go tutaj), który może dopowie to, czego brakuje w głównej historii. Okazało się, że pojawiło się więcej pytań niż odpowiedzi.
Przyjmuję taką strategię czytania różnego rodzaju tekstów, że od razu go szufladkuje do określonych kategorii, czasem przekładam je do innej bądź do kilku różnych szuflad. Gaię dość szybko zestawiłam z filmami przedstawiającymi wizję apokalipsy, gdzie Ziemię opanowują roboty, kosmici bądź zombie. Z tym ostatnimi utożsamiłam potwory z komiksu, choć wiele stron później zauważyłam, że bliżej im do wampirów niż zombie. Świadczy o tym obecność krwi oraz reakcja potworów na słońce. Wydawało mi się, że Gaia jest opowieścią o ludziach, którzy muszą zmagać się z rozmnażającymi się potworami zagrażającymi ludzkości. Jak w Drodze i 28 dni później ludzcy bohaterowie muszą trzymać się razem, bo tylko wtedy rosną szansę na to, że przetrwają i pokonają wrogów. Lektura Dzieci Gai zmieniła perspektywę. To nie ludzie są głównymi bohaterami, lecz właśnie potwory, które stają się dominującą grupą zamieszkującą tytułową Gaię.
Spotkanie potworów z ludźmi nie jest obrazem zagrożenia ludzkości, ale pokazaniem człowieczej strony potworów, które może dokuczają czasem ludziom, sprawiają im problemy, ale czy to nie jest też cechą ludzi? Czy relacja Mieszka i Leo nie przypomina typowego zachowania rodzeństwa? Leo może jest upierdliwy, ale każdy kto ma młodsze rodzeństwo, dobrze wie, jak ono może być męczące. Ten mały potwór posiada też ludzką stronę: empatię, przywiązanie do człowieka i chęć niesienia pomocy.
Nie jestem pewna, czy obraz jaki wyłania się z tego komiksu, ma dodawać nam otuchy. Bo wizja tego, że nowe dzieci Gai, choć biologicznie będą się różnić od ludzi, będą również potrafiły żyć w społeczeństwie, że Gaia nigdy nie będzie „wyludniona” – świadczy o tym, że naszej planecie ludzka cywilizacja nie jest niezbędna do przetrwania, że po wyginięciu naszego gatunku nie nastąpi koniec świata, tylko jego początek, z nowymi istotami, które będą ewoluować i rozwijać się, jak my przed tysiącami lat. Ta wizja nie dodaje nam otuchy, bo mamy o sobie takie wysokie mniemanie, że uważamy się za niezastąpionych? A może to tylko ja tak pesymistycznie odbieram?
Powyższa interpretacja komiksu jest może trochę na wyrost, ale szczerze mówiąc, brakuje mi w tej historii spójności i czegoś, co by wyróżniało kolejną wizję apokalipsy na tle innych. W opowieści pojawiają się postaci ludzkie, których los jest jakby niedopowiedziany, tak jak znienacka się pojawiają się, tak też nagle znikają, np. co się dzieje z dziewczynką, którą Leo zaprzyjaźnił się w Dzieciach Gai? Geneza jest dla mnie kompletnie niezrozumiała, nie potrafię jej ustosunkować wobec głównego wątku. Słowo geneza sugeruje, że wydarzenia tam opisane poprzedzają główną historię, jednak to co się w niej dzieje, wygląda jakby działo się później. Z kolei dodatek traktowałam jako kontynuację historię, po czym z niego dowiedziałam się, że Gaia stanowi kontynuację Dzieci Gai. O ile bardzo sobie cenię komiksy, w których tekst odgrywa rolę drugorzędną bądź w ogóle jest nieobecny, o tyle w przypadku Gai same rysunki nie wystarczały mi do pełnego zrozumienia historii. (Sprecyzuję, w komiksie są obecne dialogi, ale poza nimi jest sporo plansz pozbawionych jakiegokolwiek komentarza).
Trochę szkoda, że kolorowe ilustracje, które najbardziej mi się podobały, bo najbardziej odbija się w nich narzędzie pracy i chyba faktura podkładu rysunków, zajmują niewielką powierzchnię albumu Adama Święckiego. Rozumiem motywację takiego zabiegu, służącego temu, by wyróżnić szary świat jawy od kolorowych snów prześladujących Mieszka. Natomiast w dynamicznej kresce dostrzegam podobieństwo do postimpresjonistycznego malarstwa Vincenta van Gogha, szczególnie nokturnu Gwiaździsta noc.
Niestety przez moją pielęgnowaną od podstawówki niechęć do mitologii moje kompetencje w tym zakresie są zerowe, dlatego też nie jestem w stanie ocenić, jak fabuła komiksu reinterpretuje mit o Gai, do którego zdaje się nawiązywać. Jednak jestem zdania, że nawet brak znajomości kontekstu tylko spłyca lekturę, ale nie czyni przedstawionej historii niezrozumiałej (chyba, że chaotyczna kompozycja ma nawiązywać do Chaosu, z którego Gaja się wyłoniła). Lekturę utrudnia także techniczna strona albumu, w którym brakuje wewnętrznych marginesów, przez co przeczytanie tekstu i oglądanie detali kadrów przy zgięciu wymaga od czytelnika niemałego wysiłku.