O początkach mojej planszówkowej fascynacji, czyli gry z peerelowskich czasopism

Właściwie moje początki z planszówkami wiążą się z okresem PRL-u. Co z jednej strony może wydawać się dziwne, kiedy pod uwagę weźmie się fakt, że urodziłam się w latach 90. Z drugiej strony, wielu czytelników bloga obserwujących moje zainteresowania, mój związek planszówek z PRLem nie zdziwi – wszak grom osadzonym w realiach minionej epoki poświęciłam licencjat i częściowo ten temat obejmuje również magisterka. Jednak moja fascynacja nie zaczęła się od Kolejki i żadnej innej nowoczesnej gry. Im nie poświęcam też niniejszego tekstu. Jak większość ludzi zaczęłam od tradycyjnych planszówek. Mieliśmy chińczyka, Super Monopoly, krzyżówkę i wiele innych gier o prostej mechanice wydawanych na kartonikach lub drukowanych w tekturowych książeczkach. Jednak najbardziej klimatycznymi grami okazały się te z kolekcji mojej mamy – plansze pochodzące z ówczesnych czasopism młodzieżowych – zadrukowane na zwykłym gazetowym papierze wkładki (w późniejszych czasopismach w tym środkowym miejscu załączano plakaty z idolami), z jednej strony kolorowy obrazek z wyznaczonymi polami, z drugiej opis gry (którego odręczną kopię często wykonywała moja mama, gdyż co chwilę odwracanie planszy z pionkami – nie było wygodne).

Przypomniało mi się o tej teczce z gazetowymi zbiorami, uzupełnionymi o plansze z moich źródeł m.in. z magazynu „Disney i ja” albo z podręcznika do techniki, kiedy czytałam rozdział o peerelowskich czasopismach młodzieżowych we wspomnianej już na blogu książce Piotra Łopuszańskiego PRL w stylu pop. W tej publikacji w ogóle nie opisuje się zabaw z poprzedniej epoki, natomiast przy w miarę wnikliwym opracowaniu tematu magazynów dla dzieci i młodzieży, w ogóle nie wspomniano o tym, że ich częścią były gry. Przeszukałam nostalgiczne strony i fora internetowe, kilka stron zdjęć rozrywkowych rekwizytów z PRL-u – na jednym blogu trafiłam na skan z czasopisma „Głos” z lat 60., przedstawiający sylwestrową zabawę towarzyską: wężyk z polami prowadzącymi do mety. Poza tym żadnej wzmianki o takim zjawisku. A jest to sprawa ciekawa, o wiele bardziej niż początkowo mnie się wydawało. Zajęłam się współczesnymi grami opowiadającymi o realiach PRL-u, ponieważ stanowią one ciekawy przykład kreacji świadomości historycznej, z wykorzystaniem rozbudowane mechanizmów, na których opierają się zasady gry. Często po przedstawieniu tematu swoich badań byłam pytana, czy zajmuję się grami z PRL-u. Nie, gdyż świadoma tego, że ówczesne gry były dość prosto skonstruowane – nie dostrzegałam w nich potencjału na ciekawy problem badawczy. Po przejrzeniu zawartości wyżej wspomnianej teczki zaczęłam na te gry patrzeć inaczej. Szata graficzna planszy odpowiadająca stylowi odpowiadającemu ówczesnym czasom przestała stanowić jedyny element gry, na który warto zwrócić uwagę. Zaczęłam dostrzegać ograniczony zakres tematów gier, które promowały sportową aktywność, ochronę przyrody i astronomię oraz uczyły geografii wybranego wycinka świata (w tym oczywiście ZSRR) oraz znaków drogowych – odpowiada temu, na co władze socjalistyczne kładły największy nacisk w edukacji młodych ludzi. Te gry stanowią ciekawe świadectwo peerelowskiego stanu wiedzy i hierarchii wartości. Jeśli współczesne gry osadzone w realiach PRL-u można odbierać jako (wykreowany) obraz codziennych i politycznych praktyk ówczesnego społeczeństwa, to plansze z gazet dokumentują nam jego mentalną stronę.

Te gry nie tylko zachwycają specyficznymi ilustracjami, ale też mają ciekawą narrację, która ubarwia występowanie podstawowych poleceń, jak strata kolejki, dodatkowy rzut czy przesunięcie pionka o kilka pól w przód bądź w tył. Niektóre uzasadnienia poleceń są zabawne, inne zaś poszerzają (lub sprawdzają) wiedzę graczy.

Na fanpage’u zamieściłam album ze skanami gier, które mam w domu (wszystkie są kolorowe, jednak duże plansze mogłam zeskanować tylko na czarno-białym skanerze). Pochodzą one głównie z „Płomyka” i „Płomyczka”, są też egzemplarze ze „Świerszczyka”, „Kraju Rad”, „Przyjaciółki”. Kiedyś w wolnym czasie będę chciała przejrzeć archiwa czasopism, by znaleźć więcej takich perełek. Jak się uda, to zeskanuję i uzupełnię album. Tymczasem miłego i nostalgicznego przeglądania! A może ktoś skusi się, wydrukuje i zagra?

P.S.1. Gdyby ktoś z Was dysponował podobną kolekcją albo pojedynczymi egzemplarzami gier z gazet – niech się podzieli, bo jak się przekonałam, internet o nich właściwie milczy.
P.S.2. Naszą ulubioną grą była „Czy jesteś dobrym kierowcą?” – z pełnym napięciem wyczekiwaliśmy początku gry, kiedy wskutek rzutu kostką trzeba było stanąć na pierwszym polu, który zabraniał wydawania z siebie jakichkolwiek dźwięków przez cztery kolejne rundy, w przeciwnym razie gracz musiał zacząć grę od nowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *